Słodko i zaszczytnie jest. No jest.
13 września, 2010
Oktawian August. „Res Gestae divi Augusti“ („Dokonania boskiego Augusta“)
Tym z czytelników, którzy zainteresowani są głównie aktualnymi debatami, radzę nie wyłączać monitorów. Wbrew pozorom będzie bardzo współcześnie. Będzie o patriotyzmie, poświęceniu, prawdzie i racji. Będzie o tym, że „Rzym jest najważniejszy“.
Bitwy pod Filippi nie było. To znaczy jednej nie było, były dwie. A raczej jedna, ale podwójna. W październiku 42 roku (jeszcze nikt nie wiedział, że przed naszą erą), na równinie leżącej na wschód od macedońskiego (choć w zasadzie trackiego) miasta Filippi, spotkały się dwie armie, w zasadzie zbliżone pod względem siły i liczebności. W zasadzie, ponieważ siły drugiego triumwiratu posiadały co prawda więcej legionów, ale mniej jazdy niż republikański przeciwnik. Triumwirat nie wystąpił w pełnym składzie, Oktawian August i Marek Antoniusz pozostawili Gaiusa Lepidusa w domu. Brutus i Kasjusz nie mieli kogo pozostawić w domu. Może pozostawili by Marcusa Tulliusa Cycero, gdyby jeszcze żył. Ale nie żył, co było wynikiem figla spłatanego mu przez (jeszcze nie) boskiego Oktawiana. Tak że w bitwie wzięły udział jedynie jego pieniądze, aczkolwiek zapewne nie po tej stronie, po której ich były właściciel by sobie tego życzył. Ale nie odbiegajmy od tematu.
Opis bitwy, okoliczności do niej prowadzących, jak również jej skutków zawdzięczamy nie tylko połączonym wysiłkom Swetoniusza i Plutarcha, lecz również znojnej pracy Apiana z Aleksandrii. Jak kto ciekaw, niech sobie poczyta. My skupimy się na najistotniejszych szczegółach. Poszło o ojczyznę. Triumwirat tak kochał ojczyznę, że postanowił dać łupnia Brutusowi i kolegom. Ci znów, do tego stopnia miłowali rzymską republikę, że uprzednio zadźgali Juliusza Cesara, który (ze swej strony) będąc prawdziwym rzymskim patriotą i zwolennikiem wielkości Rzymu, jak również nie mogąc znieść ględzenia senatorów, przyjął na siebie ciężkie brzemię odpowiedzialności, większości senatorów udało się uciec.
Bitwa była dwuczęściowa. Pierwsza część odbyła się w pierwszym tygodniu października obfitując w niespodzianki i zabawne szczegóły. Skrzydło dowodzone przez Kasjusza ugięło się pod naciskiem wojsk Marka Antoniusza, który nawet zdołał zająć wraży obóz. Kasjusz, mylnie poinformowany o przebiegu bitwy i przekonany, że poniósł (sromotną) klęskę, zwraca się do wyzwoleńca Pinadrusa z uprzejmą, aczkolwiek przedwczesną prośbą o przeszycie mieczem, ten zaś, nie nawykły odmawiać, spełnia jego życzenie. W tym czasie skrzydło dowodzone przez Brutusa daje wycisk wojskom Oktawiana, ten ostatni traci nerwy i daje dyla, ukrywając się następnie przez trzy dni na okolicznych bagnach, obóz triumwirów zostaje zajęty. Powstała sytuacja patowa, noc zastała oba walczące wojska w obozie niepokonanego przeciwnika. Zanim się znalazł Oktawian (który potem uparcie przedstawiał swe dziwne zachowanie jako fortel z podszeptu bogów) upłynęło kilka dni, zanim towarzystwo się ostatecznie pozbierało – następne dwa tygodnie. Ponieważ znużeni i zirytowani sojusznicy zaczęli opuszczać Brutusa, a Oktawian z Markiem Antoniuszem zaczęli mieć kłopoty z aprowizacją, gotowość do drugiego aktu rzezi była po obu stronach niezachwiana. Tym razem kochający ojczyznę Triumwirowie zadają dowodzonym przez miłującego ojczyznę „mordercę Boskiego Cezara“ siłom klęskę, biorąc armię przeciwnika do niewoli. Brutus z niedobitkami w sile czterech legionów zwiewa na pobliskie wzgórze, tam jednak opadają go wątpliwości i popełnia samobójstwo. Na glebie pod Filippi pozostaje 40.000 okaleczonych, głównie rzymskich trupów, a Oktawian August potem napisze o sobie skromnie, że uratował republikę przed jej wrogami (patrz cytat u góry). Jego miłość do republiki była tak wielka, że z obawy aby nie wpadła w niepowołane ręce, postanawia ją później zlikwidować, przyjmując z rąk tej części rzymskiego ludu, któremu udało się przeżyć wojny domowe w jej obronie, koronę cesarską (*) wszelkie możliwe tytuły i zaszczyty i stając się tym samym jednowładcą.
Dlaczego bitwa pod Filippi zasługuje na naszą uwagę? Otóż wziął w niej udział, po stronie Brutusa, młody rzymski patriota Quintus Horatius Flaccus. Znany potomnym również jako Horacy. Dwudziestotrzyletni Quintus Horatius nie uczestniczył w walce do końca, widząc niekorzystny rozwój wypadków, jako jeden z pierwszych rzucił się do ucieczki i ratując (jako jeden z nielicznych) skórę powraca potem do Rzymu aby obrać karierę literata. Exegi monumentum i tak dalej. To, że wiele lat później napisze w swych pieśniach że „słodko i zaszczytnie jest umierać za ojczyznę“, może (wobec znanych faktów) budzić u potomnych pewne zdumienie, a nawet podziw dla bezmiaru cynizmu. Fakt, że słowa te znajdą się (tysiąckrotnie powielone) na pomnikach-nagrobkach zdobiących XIX- i XX-wieczne pola bitwy, może już tylko budzić niesmak. I może jeszcze smutek, że nieskończoną wydaje się być rzesza biednych, wzruszonych matołów, dających się od stuleci łowić szukającym mięsa armatniego cynikom na tę samą, tandetną wędkę.
Godnym odnotowania wydaje się też być fakt, że sentencja cieszyła się niebywałą estymą wśród polityków i generalicji wszystkich stron stron wszelkich konfliktów. Apogeum popularności zbiega się z przesunięciem wydających najwyższe rozkazy na tyły i ich zniknięciem z teatru bezpośrednich działań wojennych.
(*) Jak trafnie zauważył w swoim komentarzu Aethelstan, Oktawian został ( w ciągu następnych 40 lat) po kolei wszystkim: prokonsulem, trybunem ludowym, cenzorem, najwyższym kapłanem, a na koniec Ojcem Ojczyzny. To, że obecnie uznawany jest za pierwszego cesarza, nie zmienia faktu, że pierwszym, który oficjalnie używał tytułu cezara był dopiero usynowiony przez Oktawiana Tyberiusz. Brak cesarza, tłumaczy brak insygni cesarskich. Za zamieszanie przepraszam.
——-
Powyższy tekst stanowi kontynuację zaniedbanego (ostatnio) cyklu „Powszechna Historia Idiotyzmu”. Nie stanowi on natomiast przyczynku do toczonej ostatnio dyskusji nad kształtem i lokalizacją pomnika prezydenta RP , poległego wraz z osobami towarzyszącymi w tragedii smoleńskiej. Nie stanowi.
Łupież Lenina 1.0
9 września, 2010
Jezus, zauważywszy że nie dopisuje mu pamięć, postanowił kupić sobie notatnik.
„Oddajcie co cesarskie, cesarzowi”, zanotował.
A pod spodem:
„Gdyby J.L. Borges został pisarzem, utracilibyśmy wielkiego okulistę.”