Pytanie patrioty

29 sierpnia, 2008

Podniósł głowę i spojrzał na mnie z niedowierzaniem. Chwilę się zastanowił zanim zaczął mówić.

– Gdy przed laty – powiedział – po wieloletnim okresie nieobecności w kraju, po raz pierwszy zdecydowałem się wybrać w bliskie memu sercu strony, zebrali się wokół mnie moi polscy przyjaciele i zaczęli mnie przestrzegać. Przestrzegać przed umysłowym zaduchem z nieuzasadnionymi aspiracjami do wielkoświatowych manier i osiągnięć. Przed chciwością, chytrością, małodusznością i skundleniem pozostałych w ojczyźnie rodaków. Przed wszechogarniającą korupcją, zawiścią tych którym się gorzej powiodło i nienawiścią tych, dla których nie do zniesienia będzie fakt, iż mogę sądzić, że im nie powiodło się lepiej. Przed znieczulicą i obojętnością udającymi obłudnie chrześcijańską pokorę, przed nieuczciwością uznawaną za społeczną normę. Przed powszechną zgodą na wszechogarniającą brzydotę i dyktaurę agresywnego kiczu. Przed brudem, przed szarością ozdobioną tandetną pstrokacizną reklam, przez co krajobraz przypomina zaniedbaną prostytutkę ozdobioną tandetną biżuterią. Przed barbarzyństwem niestrawnej, ciężkiej kuchni okraszonej ciepłym mdłym alkoholem etylowym lub, o zgrozo, słodkawym winem. Przed zacietrzewieniem zadufanych i przed brakiem manier u maluczkich. Przed wiarą w zabobon udającą pobożność i natarczywość udającą gościnność. Przed mieszaniną megalomanii i kompleksów każącą wierzyć, że nikt nie wycierpiał niewinnie tyle co Polacy. Przed strachem na widok odmienności ukrywanym pod płaszczykiem pogardy. A przede wszystim, przed niezrozumiałą ułomnością mieszkańców kraju nad Wisłą, jakimś niepojętym rodzajem daltonizmu, którego istotą było to, że tego wszystkiego nie dostrzegali.

Ostrzeżeniom nie było końca. Mimo to nie zmieniłem zamiaru i pojechałem. I wiesz co?

Zastygłem w oczekiwaniu.

-Wszystko było dokładnie tak, jak oni to opisywali. Identycznie.

Wpatrywaliśmy się w gładkie lustro Jeziora Genewskiego zwanego przez miejscowych po prostu Lac Léman. Na horyzoncie, gdzieś daleko, od strony Montreux albo Vevey zaczynały zbierać się ciemne, deszczowe chmury. Przez długie minuty nie padło ani jedno słowo.

– Powiedz mi – zapytał po chwili – dlaczego ja tak kocham ten pokręcowny kraj?