Z pamietnika idioty. La vida es…

24 października, 2008

Kropotkinowi śniło się że śpi. Mimo że sen nie sprawiał mu najmniejszej przyjemności, nie potrafił się jednak obudzić. Nagle w jego śnie pojawił się nie wiadomo skąd żółw uciekający przed Achillesem. Przegalopowali obok śpiącgo Kropotkina i zniknęli za grzbietem pobliskiego pagórka.

– Zdumiewające – mruknął do siebie przez sen Kropotkin i przewrócił się na drugi bok.
– Zdumiewające? – zdziwił się Pedro Calderón – nie widzę w tym niczego zdumiewającego mój drogi Sigismundo.
– Nie nazywam się Sigismundo – zaprotestował Kropotkin przez sen – i zaraz się obudzę.

Ale się nie obudził. Sen nie chciał się skończyć, mimo że leżąca obok niego kobieta usiłowała przeciągnąć jak największą ilość kołdry na swoją stronę.
– A w ogóle to kim pani jest? I skąd się pani tu wzięła? – zapytał przez sen zbaraniały Kropotkin – sądziłem że to moje łóżko!
– Nie dyskutuj – ucięła nieznajoma – tylko pogłaszcz mnie po udach! Wiesz przecież, jak bardzo to lubię.
Czy tego nie było przypadkiem już u Michaux? – zastanawiał się gorączkowo Kropotkin, którego powoli zaczęła ogarniać panika.
– Nie było – powiedział po chwili zastanowienia Pedro Calderón.
– Mów pan za siebie – ofuknął go Michaux.
– Ależ Henri, nie zapominaj o zasadach dobrego wychowania – napomniała karcącym tonem kobieta.
W tym śnie zaczyna się robić tłoczno, pomyślał zrezygnowany Kropotkin.

Spoza grzbietu pagórka wyłonił sie Achilles.  Za nim, najwidoczniej usiłując go dogonić, biegł żółw.

Drogowskaz

15 października, 2008

Słońce powoli zachodziło, a z dolin wypełzały wieczorne mgły. Mistrz i uczeń siedzieli obok siebie wsłuchując się w milczeniu w przedwieczorną ciszę.

– Za każdym razem– powiedział Hǎo Chī – gdy zadaję Ci pytanie, dajesz mi odpowiedz, która rodzi nowe pytania.
Mistrz pogłębił swe milczenie.
– Jakie zatem pytanie– ciągnął Hǎo Chī – muszę Ci zadać, aby uzyskać odpowiedź,, która byłaby drogowskazem w drodze ku doskonałości?
Mistrz spojrzał na ucznia i rzekł:
– Szukasz doskonałości w moich odpowiedziach na Twe pytania? Czy spoglądając w lustro spodziewasz się ujrzeć odbicie mojej twarzy? Czy widziałeś kiedyś ślad, jaki pozostawiają na niebie przelatujące ptaki?

Tako rzecze…

7 października, 2008

Wieczór był pogodny i pomimo dobiegających z oddali odgłosów ruchu ulicznego – w miarę spokojny. Z tarasu willi położonej na południowych stokach Kwirynału roztaczał sie imponujący widok na wieczne miasto. Lucius Tarquinius Mehta, czwarty wicecenzor siedemnastego departamentu w ministerstwie literatury otarł pot z czoła, głęboko westchnął, sięgnął po naczynie z chłodnym winem rozcieńczonym wodą i ponownie pogrążył się w lekturze. Po godzinie walki z rozwidlającymi sie wątkami, pokonując narastające znużenie, dotarł wreszcie do końca tekstu. Z podobnym stekiem nieprawdopodobnych bredni udających historyczną fantastykę miał do czynienia po raz pierwszy w swej długiej karierze. Autor, najwyraźniej pozbawiony jakich kolwiek hamulców, dał upust swej rozpasanej wyobraźni, podając nie tylko sugestywnie alternatywną wizję dziejów, lecz przekroczył również wszelkie granice zdrowego rozsądku, używając jej także jako tła do powikłanej i pozbawionej zarówno wszelkich walorów estetycznych jak też jakichkolwiek znamion prawdopodobieństwa krwawej oraz bezsensownej opowieści. Opowieść rozpoczyna się od ekspansji prowincjonalnej, żydowskiej sekty założonej przez niejakiego Chrestosa, który uznał się za proroka. Po upływie trzech centurii szaleństwo religijne opanowywuje całe imperium aby doprowadzić w końcu do wojen pomiędzy nawiedzonymi i skorumpowanymi a resztą ludzkości, zwanej z trudnych dla czytelnika do pojęcia powodów barbarzyńcami. Imperium rozpada się na wschodnie i zachodnie. Wieczne miasto upada, następują wieki mroku, zacofania, upadku wiedzy, sztuk i wyżynania się wzajemnego na wszystkich trzech kontynentach. Odkrycie terytoriów transoceanicznych następuje z 800 letnim opóźnieniem, podobnie jak większość najprostszych wynalazków takich jak druk, elektryczność, telekineza, leki trzeciej i czwartej generacji. Ludzkość, dziesiątkowana przez zarazy oddaje się niepojętym rytuałom i wojnom, których celem jest ustalenie jedynej słuszności obrządku tego samego boga. Europa staje się miejscem niekończących się rzezi przerywanych krótkimi okresami pokojowej nędzy jak również płonących stosów, na których giną kobiety, przez autora zwane z niepojętych powodów czarownicami. Po upływie dziewiętnastu centurii od narodzenia Chrestosa, z niejasnych przyczyn nazywanego przez krwiożerczych wyznawców zbawicielem, ludzkość dokonuje szeregu technicznych wynalazków i natychmiast wykrwawia się w dwóch ogarniających świat wojnach tylko po to aby, uzbrojona po zęby, stanąć przed widmem zagłady planety.

Lucius Tarquinius Mehta, czwarty wicecenzor siedemnastego departamentu w ministerstwie literatury, jako czytelnik odczuwał oburzenie, odrazę i smutek. Podobnie jak każdy, kto cenne chwile swego życia poświęcił lekturze wytworu chorego umysłu, steku uwłaczających zdrowemu rozsądkowi aroganckich i pełnych pogardy dla ludzkiego geniuszu bredni. Jako urzędnik odpowiedzialny za ochronę moralności publicznej cesarstwa wiedział jednak co należy uczynić i sięgnął bez wahania po pieczęć z napisem “non imprimatur”.

Po wieczornym niebie przepłynął powoli, kierując sie w stronę lądowiska na przedmieściach wiecznego miasta, sterowiec z Niniwy. W przeciwnym kierunku odlatywał dostojnie megasterowiec udający się do Persepolis. Lucius Tarquinius Mehta, czwarty wicecenzor siedemnastego departamentu w ministerstwie literatury poczuł nagle zmęczenie i pomyślał o zbliżających się letnich wakacjach. Jego wzrok powędrował w stronę zdobiącego nadgarstek ciekłokrystalicznego kalendarza. Był dopiero czerwiec. Czerwiec 2712 roku. Od narodzenia Zaratustry

%d blogerów lubi to: