Tym optymistycznym akcentem

26 września, 2019

“We’re expanding the character limit! We want it to be easier and faster for everyone to express themselves. More characters. More expression. More of what’s happening.”

Oficjalny Tweet Tweettera na Tweetterze z okazji zwiększenia dopuszczalnej ilości znaków do 280. Listopad 2017.

Ponieważ poprzedni post doczekał się nikłego oddźwięku prawdopodobnie ze względu na brak obrazków (powrót cywilizacji do komunikacji opartej na obrazie czego dowodem są instagramy wszelakie połączony z powolną lecz bezwarunkową kapitulacją słowa jest odrębnym, interesującym tematem) zaczniemy od obrazka. Ponieważ bohaterem będzie Arystydes (zwany Sprawiedliwym) to obrazek przedstawiać będzie Arystydesa (zwanego Sprawiedliwym).

Arystydes (zwany Sprawiedliwym) wyglądał prawdopodobnie tak:

 

Uroki demokracji bezpośredniej, tak chętnie opiewane przez jej zagorzałych, ale najwidoczniej pozbawionych wyobraźni zwolenników, nabierają gorzkiego posmaku gdy wracamy do źródeł tego z czego, jak podkreśla wielu zwolenników optymistycznego poglądu, że człowiek staje się światłym i odpowiedzialnym obywatelem przez fakt swego przyjścia na świat, „wszyscy się wzięliśmy”.
W ten sposób znów lądujemy u źródeł, czyli na lotnisku o nazwie „demokracja ateńska”. Proszę zapiąć pasy.

Zacytujmy ponownie naszego ulubieńca Kornelisza Neposa.

Arystydes, syn Lizimacha, Ateńczyk, był prawie rówieśnikiem Temistoklesa i współubiegał się z nim o pierwsze miejsce w państwie — rywalizowali przecież ze sobą. Na ich przykładzie poznano, jak bardzo wymowa góruje nad uczciwością. Chociaż bowiem Arystydes odznaczał się prawością do tego stopnia, że był jedynym — jak daleko może sięgnąć pamięć ludzka — o którym wiemy, że nazwano go Sprawiedliwym, to jednak doprowadzony do upadku przez Temistoklesa, na mocy owego znanego sądu skorupkowego został skazany na dziesięcioletnie wygnanie.

Ponieważ zdawał sobie sprawę z tego, że nie można opanować podburzonego tłumu, opuścił zebranie i wtedy zauważył jakiegoś człowieka, który pisał na skorupce jego imię; Arystydes podobno spytał go, dlaczego to robi i jakiego to czynu dopuścił się Arystydes, że uważa się go za zasługującego na tak wielką karę. Tamten mu odpowiedział, że nie zna Arystydesa, ale nie podoba mu się, że on z takim uporem pracował, ażeby go przed innymi nazwano Sprawiedliwym.

Można naturalnie zadać sobie jak najbardziej uprawnione pytanie, co historia ta ma wspólnego z obecnymi przemianami w komunikacji społecznej będącymi wynikiem nowych technologicznych możliwości? Można. Teza jest taka, że bezpośredni dostęp każdego uczestnika procesu do możliwości uzewnętrznienia i zakomunikowania swojego zdania na jakikolwiek temat przywraca warunki ramowe znane z ateńskiej agory dając te same prawa i możliwości zarówno obywatelowi jak i przedstawicielowi motłochu dającemu bezrefleksyjnie upust swoim emocjom bez liczenia się z konsekwencjami swojej beztroskiej działalności.

Teza jest również taka, że erozja demokracji rozumianej jako proces debaty toczonej poprzez przedstawicieli „ludu” i wyborów dokonanych w oparciu o ocenę przedstawionych w ramach tej debaty argumentów jest w sytuacji, w której każdy kretyn dzierży w łapie skorupę, na której może nabazgrać co tylko chce, o ile tylko nie przekroczy dopuszczalnej przez Twittera ilości znaków – procesem nieuniknionym i jak się wydaje niemożliwym do zatrzymania.

I tym optymistycznym akcentem pragniemy zakończyć nasz przydługi i – z całą pewnością – męczący dla wychowanków Tweettera i Instagrama wywód.

%d blogerów lubi to: