Hǎo Chī i płatek śniegu
25 listopada, 2008
Wieczorem ucichł wiatr i zapanowała cisza. Gdy wydawało się, że nic ważnego nie może się już wydarzyć, z nieba, lekko wirując, spadł płatek śniegu.
– Czy jeden płatek śniegu – pomyślał Hǎo Chī – to już wystarczająco dużo, aby móc powiedzieć, że spadł śnieg? A jeśli nie, to ile płatków śniegu jest koniecznych, aby śnieg mógł zostać nazwany śniegiem? I czy to samo nie dotyczy kropel deszczu? Podmuchów wiatru?
Hǎo Chī zapragnął podzielić się swymi rozterkami z Mistrzem, w porę jednak przypomniał sobie jego słowa, że „dosyć” to zawsze mniej, niż nam się wydaje, ale więcej, niż inni sądzą, że jest nam potrzebne.
Nad doliną zbierały się chmury spokojnego smutku.
O przyzwoitości
18 listopada, 2008
Tatuś niegdyś cenionego, a nawet powszechnie czytanego poety zwykł mawiać: „Kiedy nie wiesz, jak się zachować, zachowuj się przyzwoicie”. Jakże lubimy takie okrągłe, porażające swą prostotą zdania. Wpisujemy je do naszego wewnętrznego sztambucha, polerujemy szmatką dobrego samopoczucia i wiedząc nareszcie swoje, już jako lepsi ludzie, ruszamy przed siebie z troszeczkę bardziej podniesionym czołem, niosąc nieoświeconym kaganek oświaty. To co ładne i efektowne zasługuje na szczególną uwagę. Pochylmy się zatem nad cytatem-drogowskazem z należną mu uwagą i troską.
Przyzwoitość jest pojęciem jedynie na pierwszy rzut oka łatwym do zdefiniowania. Potocznie kojarzona ona bywa z postępowaniem zgodnym z hierarchią powszechnie uznanych i obowiązujących akurat wierzeń i wartości. Aby nie pozostać gołosłownym, posłużmy się najlepiej ogólnie znanymi przykładami z historii powszechnej. Bezsensowne marnotrawstwo było na przykład – i jak się wydaje słusznie – od czasów zamierzchłych powszechnie uznawane za nieprzyzwoite. Dla takiego, dajmy na to, Attylli, aka Bicz Boży, nader przyzwoitym było zastąpienie bezsensownego mordowania kobiet i dziatek o wiele bardziej spektakularnym i przynoszącym jego otoczeniu uciechę rozrywaniem końmi. Z punktu widzenia Girolamo Savonaroli natomiast, należało uchronić dobrych chrześcijan przed widokiem gołych bab namalowanych na płótnie, rozpasaniem wynikającym z mycia zębów oraz noszenia wygodnych ubrań, albo co gorsza biżuterii. Dostrzegł to nawet Boticcelli, który do płonącego na Piazza della Signoria stosu ochoczo dorzucił swe najpiękniejsze obrazy. W swym dążeniu do przyzwoitości absolutnej, dobry ten i skromny mnich, nie ugiął się konsekwentnie, aż do swego niewesołego końca, ani szykanom kościelnym ani świeckim. Nieprzeliczone były zastępy rycerzy przyzwoitości. Przedsiębiorczy angielscy żeglarze, pochylając się z troską nad ciężkim losem amerykańskiego farmera, nie pozostawali obojętni, lecz jako dobrzy chrześcijanie, mimo ewidentnych trudów i grożących niebezpieczeństw, dbali przez 200 lat z okładem o urozmaicenie etniczne Nowego Świata, przewożąc dzielnie przez ocean materiał ludzki pozyskany u zachodnich wybrzeży Afryki. Należy zaznaczyć, że materiał nie tylko nie doceniał troski o postęp cywilizacyjny, lecz unikał przewiezienia i w swej krnąbrności masowo umierał pod pokładem, nie bacząc na straty jakie ponosili biali dobroczyńcy. Jednym z najbardziej znanych nowożytnych zwolenników przyzwoitości był np. niejaki Jean Jacques Rousseau. Nie mogąc znieść autorytarnych i opartych na przemocy metod wychowania dzieci stosowanych przez współczesnych mu, nieoświeconych jeszcze bliźnich, postanowił poświęcić swój cenny czas na stworzenie dzieła poświęconego wychowaniu zgodnemu z naturą, które to dzieło, nie tylko przeszło do historii ludzkiej przyzwoitości, lecz po dziś dzień uznawane jest za podstawę nowoczesnej pedagogiki. Ponieważ własne rozliczne dziatki przeszkadzały by mu w pracy twórczej, polecił żonie oddać je po urodzeniu do przytułku, gdzie zgodnie z panującą wówczas modą zaraz sobie zmarły. I tak można w nieskończoność, aż po dzisiejsze czasy.
Przeświadczenie, że zawsze mamy wybór pomiędzy dobrem a złem, jest co prawda nie pozbawione pewnego uroku, ale jakże naiwne. Przeważnie wybieramy pomiędzy złem które rozumiemy a złem którego nie potrafimy dostrzec. Wszystko wskazuje na to, że rzecz ma się analogicznie również z dobrem.
I tutaj możemy uciec się do bardziej obrazowej metafory. Przeważnie dokonujemy wyboru pomiędzy interpretacją szóstego rozdziału Codex Seraphinianus i tekstu zawartego w Manuskrypcie Woynicha. Ze szczególnym uwzględnieniem 32 stron tego ostatniego. Ale to już zupełnie inna historia i zgodnie z wpojonym poczuciem przyzwoitości oszczędzimy jej zmęczonym zapewne już czytelnikom tzn. będziemy nią zanudzać kiedy indziej.
Czy należy kochać kobiety?
14 listopada, 2008
Judeo-greckie badź łacińskie fundamenty naszej cywilizacji tak bardzo nam się spodobały, że przyznając się do dziedzictwa, wypinamy z dumą pierś, mamroczemy kilka nazwiski filozofów, wspominamy kolumnę jońską, twierdzenie Pitagorasa lub jeszcze ewentualnie rzymskie Akwedukty i chętnie przechodzimy do porządku dziennego nad najokrutniejszymi żartami i szyderczym rechotem historii odziedziczonym z dobrodziejstwem inwentarza.
Dzisiaj będzie o kwestii kobiecej.
Kwestia kobieca zostaje dokładnie naświetlona już w Dekalogu. W zależności od tego czy zaufamy Księdze Wyjścia czy też raczej Księdze Powtórzonego Prawa, możemy sobie wybrać jedną z dwóch równie zabawnych wersji 10-ego Przykazania.
Wg Księgi Wyjścia brzmi to tak:
“Nie będziesz pożądał domu bliźniego twego. Ani żony bliźniego twego, ani jego niewolnika, ani jego niewolnicy, ani jego wołu, ani jego osła, ani żadnej innej RZECZY, która należy do bliźniego twego.”
Miłośnicy Księgi Powtórzonego Prawa obarczeni zostają dodatkowo nakazem pozbycia się żądz, których obiektem było by pole bliźniego. Błędną jednak wydaje się interpretacja, iż kobiety bez konieczności posiadania wyrzutów sumienia mogą sobie dowoli pożądać męża bliźniej swojej. Zrównanie kobiety z wołem, osłem i innymi dobrami doczesnymi nie pozostawia zbyt wiele miejsca na liberalną wykładnię.
W Biblii doszukać możemy się również początków myśli leżącej u podstaw nowoczesnego prawa rozwodowego: obok ukamieniowania cudzołożnicy przewidywane były inne, łagodniejsze formy jak np. wypędzenie małżonki na pustynię. Wobec istniejącej wówczas infrastruktury rezultat był jadnak łatwy do przewidzenia.
Z łagodnych obyczajów kultury helleńskiej wybierzemy sobie tendencyjnie okres demokracji ateńskiej bo pojawia się tutaj pewna nowatorska ciekawostka. Powodem do odtrącenia żony, oprócz jej złośliwej bezdzietności, był również fakt że dała się zgwałcić lub uwieść. Wówczas dzieci pozostawały przy mężu i przeważnie stojąc z tatką na progu domostwa ciskały kamieniami, starając się trafić szybko oddalającą się mamusię.
Studiując rzymskie Prawo XII Tablic możemy natomiast być mimowolnymi świadkami cywilizacyjnego postępu. Romulus pozwolił mężowi odtrącić żonę, o ile “popełniła cudzołóstwo, chciała go otruć lub sporządziła fałszywy klucz” Zapomniał jednakże dać żonie prawo odtrącenia męża i to niezależnie od tego co mąż sporządził albo czego zaniechał. Odtrącona żona miała jednakże prawo odwołać się do niezależnego sądu składającego się z kolegów męża, który to sąd, po wysłuchaniu oświadczenia pragnącego się pozbyć ciężaru małżonka wydawał sprawiedliwy wyrok.
Czy należy kochać kobiety? Tak, za niebotyczną, niewyobrażalną cierpliwość, którą wykazały w ciągu ostatnich 6000 lat.
Odnaleziona zakładka. Z pamiętnika idioty (5)
6 listopada, 2008
Komm, lass uns reden, solange wir reden, sind wir nicht tot.
Canetti, niezależnie od tego co można się o nim dowiedzieć od biografów jego żony, to był jednak całkiem rozsądny gość. Chociaż, z drugiej strony, niezła świnia. A zatem mówisz mi, że chcesz porozmawiać. Czy aby na pewno? Ludzie tak mało ostatnio ze sobą rozmawiają, że istotnym wydaje się zastanowienie nad przyczyną takiego stanu rzeczy. Niektórzy gorący zwolennicy rozmowy pragną się jedynie wypowiedzieć. Inni znów, szukają nieustannie kogoś kto ich wysłucha. Jedni i drudzy, szukając rozpaczliwie słuchacza, zapominają o tym, że rozmowa jest sztuką aktywnego słuchania. Jest sztuką zadawania pytań połączoną z gotowością wysłuchania odpowiedzi. Czy w świecie przekrzykujących się zwolenników świętej racji, rozumianej jako racja własna, ktoś jeszcze o tym pamięta?
Tak czy owak – pomyślał Kropotkin – dentysta to wymarzony zawód dla gaduły nie znoszącego gdy mu się przerywa.