Gdy Sartre zaczął pić denaturat, Simone de Beauvoir ostatecznie straciła do niego serce i poświęciła się bez reszty studiom terenowym nad wyższością materaca sprężynowego nad włosianym. Początkowo usiłowała jeszcze wpłynąć na wybitnego myśliciela przy pomocy perswazji słownej, ten jednak nie znosił utyskujących bab i dawał swej niechęci upust w sposób dobitny.
– Nie znoszę utyskujących bab – wrzeszczał ku utrapieniu sąsiadów na całe podwórko.

Pomysł z denaturatem podsunął mu konsjerż Vienckoffsky, któremu ten interesujący zwyczaj znany był z opuszczonej przed laty ojczyzny. Camus i Vercors próbowali przez pewien czas wpłynąć na Sartre’a i mu wyperswadować, ten jednak, konsekwentny aż do bólu, postanowił zaznajomić się dogłębnie z obyczajami proletariatu..Ani myślał ugiąć się przed dyktatem burżuazyjnej małostkowości. Poznawanie życia ludu z perspektywy kawiarnianego stolika mierziło go. I już.

Siedzieli sobie tak z konsjerżem Vienckoffskym filtrując denaturat przez bagietkę i co ufiltrowali to wypili. Vienckoffsky, rozumiejąc przewagę intelektualną Sartre’a, konsekwentnie odmawiał wypicia bruderszaftu. Myśl, że filozof będzie mu mówił Heniu, napawała go z jednej strony dziwnym podnieceniem, z drugiej strony jednak, zrozumiałym niepokojem. Sartre, po wypiciu dwóch musztardówek, wpatrywał się tępo w poplamioną tapetę stróżówki. Czasem mruczał coś pod nosem po francusku. Po trzeciej zazwyczaj spadał z krzesła.

Pewnego dnia Sartre zażądał od Vienckoffskyego aby zagrał coś na bałałajce, ten zaś zawarczał groźnie, a następnie wyrżnął filozofa w mordę. Sartre wstał i bez słowa opuścił stróżówkę. Odtąd spędzał swój czas wolny na tarasie Café des Deux Magots. Tak oto ta piękna, męska przyjaźń zakończyła się tak samo gwałtownie jak się rozpoczęła, pozostawiając jednak niezatarte piętno na dokonaniach twórcy egzystencjalizmu.