Lodzia Kaczmarczyk

7 marca, 2018

W mieście P., w którym Kropotkin spędził znaczną część swojej mało interesującej młodości, była sobie ulica o wdzięcznej nazwie Kantaka. Jak większość mieszkańców P. Kropotkin wielokrotnie przechadzał się ulicą Kantaka, zastanawiając się czasem kim albo czym była ta Kantaka. Gdyby zadał sobie trochę trudu to dowiedziałby się, że Kantak Kazimierz swojego czasu dzielnym posłem był. Posłem sejmu pruskiego. Zmarł co prawda w 1868 i stosunkowo młodym wieku, ale przedtem zdążył się nieźle w tym sejmie naprzykrzyć Księciu Otto von Bismarck, podówczas premierowi i ministrowi spraw zagranicznych Prus, pieszczotliwie zwanemu przez polskich mieszkańców zaboru pruskiego polakożercą. Było to możliwe bo wówczas jeszcze nie było takich energicznych i oddanych sprawie marszałków sejmu jak obecnie, a poza tym nie można było wyłączyć Kazimierzowi mikrofonu, bo nie było mikrofonu. Gdyby był, to zapewne podstępny zaborca by wyłączył, ale ponieważ nie było, to Kantak Kazimierz mógł się patriotycznie naprzykrzać, co rodacy w pamiętnym 1918 roku docenili nazywając ulicę Bismarcka jego imieniem. Tyle rysu historycznego.

Ulica Kantaka cieszyła się w mieście P. ogólnie rzecz biorąc nie najlepszą sławą. A dokładnie rzecz biorąc, to ona cieszyła się fatalną wręcz opinią ze względu na to, że była siedliskiem taniej rozpusty. I to aż po lata sześćdziesiąte ubiegłego stulecia, co było o tyle ciekawe, że był już PRL i rozpusta nie była przez władze mile widziana tylko wręcz przeciwnie. Gdy Kropotkin był dzieckiem wielokrotnie słyszał opowieści o grasującej na ulicy Kantaka (jak również w okolicznych bramach) Lodzi Kaczmarczyk. Wokół Lodzi Kaczmarczyk, będącej z zawodu i wykształcenia nierządnicą (jak mawiano kiedyś) lub po prostu kurwą (jak zwykło się mawiać w kręgach zbliżonych do Kultury Liberalnej obecnie) krążyły rozliczne miejskie legendy i przypowieści. Jedna z nich głosiła, że klientom gotowym zapewnić Lodzię, że jest piękną, atrakcyjną i godną pożądania kobietą Lodzia oferowała daleko idące zniżki i rabaty na świadczone przez siebie usługi. Pewien problem stanowił fakt, że babsztyl był nie tylko szpetny i szczerbaty, ale do tego niedomyty. A w dodatku klął w sposób, który zawstydził by szewca. Jak widać jednak ,potrzeba akceptacji nie zawsze musi iść w parze ze świadomością, że na szacunek i podziw łatwiej sobie jednak zasłużyć niż go wymusić. Czy jednak można brać za złe ubogiej i niewykształconej kobiecie, którą sanacja pozbawiła w okresie międzywojnia szans na godne życie i awans społeczny, że tego nie ogarniała? Nie można.

Osobom, którym powyższa historia skojarzy się z zainicjowaną ostatnio akcją pt. RESPECT US odpowiadamy, że żadnego związku naturalnie nie ma. Nie damy się sprowokować, a osoby twierdzące, że związek jest, będziemy musieli zgłosić właściwym organom wcielającym w życie nową, dobrą i w międzyczasie znaną szeroko poza Polską ustawę dotyczącą tzw. IPNu.

Aby dostrzegły swój błąd.