Przykład dla młodzieży męskiej. Maciuś Mańkut.

15 marca, 2009

Rozliczne są historie niezłomnych patriotów dawanych młodzieży za wzór przez autorytety moralne i tych, którzy pragnęli, bądź nadal pragną za takowe uchodzić. Gaius Mucius zajmuje miejsce szczególne, pokolenia młodzianków wychowywano w przeświadczeniu, że jak przyjdzie co do czego, to trzeba naśladować i nie ma zlituj. Niezłomny charakter i żelazna wola: Mucjusz Scewola. Oj popularny był ten Scewola w ojczyźnie naszej. Już Kochanowski Jan, będąc samemu w wieku raczej zdziadziałym, stawiał go młodziankom za wzór:

Pali rękę Scewola dla ojczyzny: a my
I w zimną wodę onej włożyć się wzdrygamy?
Nie cierpieć nic, czynić nic – własne polskie dzieło
Bodajże się o takim Polaku nie śniło!

Pomińmy ocenę wartości literackiej i przypatrzmy się aspektom dydaktycznym. Zamiary poety wydają się być jasne. Wniosek powinien nasunąć się młodziankowi automatycznie i utrwalić pod postacią odruchu bezwarunkowego: prawdziwy patriota cierpi. Im więcej cierpi, tym większy zeń patriota. Powoli zaczyna nam świtać, gdzie należy doszukiwać się archetypu romantycznego modelu patriotyzmu straceńczego, gdzie nawet samookaleczenie jest dowodem poświęcenia i powodem do dumy. Ale do rzeczy, przypomnijmy to co uchodzi za fakty. Jest rok 508 przed narodzeniem, od trzech lat – po wygnaniu ostatniego monarchy – w Rzymie panuje rodzaj obywatelskiego samorządu mającego przejść do historii pod nazwą republiki. Lars Porsenna, etruski władca, oblega wraz ze swymi oddziałami miasto, wówczas jeszcze nie wieczne, w celu ujarzmienia i podporządkowania, taka już wredna natura tych królów. Rycerz rzymski Gajus Mucius wykrada się poza mury, wkracza do wrażego obozu z zamiarem zrobienia Porsennie kuku, rzuca się na odzianego w najbardziej efektowne i ozdobne szaty osobnika i przebija go mieczem. To, że miast króla, uśmierca królewskiego sekretarza, potwierdza niestety najgorsze stereotypy rozpowszechniane na temat inteligencji wojskowych. To natomiast, że rzuciwszy się do ucieczki, daje się złapać strażom,  może, choć niekoniecznie musi, dowodzić niedołęstwa. Doprowadzony przed oblicze monarchy przyznaje się bez bicia do zamiaru królobójstwa, po czym pakuje prawicę w płonący żar i przy akompaniamencie skwierczącego mięsa wygłasza swe słynne przemówienie na temat miejsca odwagi cywilnej w panteonie rzymskich wartości, swych własnych motywów oraz ilości współobywateli, którzy – co raczej nie rokuje monarsze długowieczności – z graniczącym z pewnością prawdopodobieństwem za jego, Muciusa przykładem podążą. Moment ten wywarł na potomnych tak duże wrażenie, że uwieczniony został przez ponad dwa tuziny renesansowych i barokowych artystów, wymieńmy tylko dla porządku Tintoretta, Schviavone, Lebruna, Rubensa i VanDycka. Scena przedstawiana była nieomal zawsze w ten sam sposób: panowie Gajus Mucius i Lars Porsenna stoją sobie odprężeni i zagłębieni w pogawędkę, przy czym ten pierwszy – mimo trzymanej w ogniu i ulegającej powolnemu zwęgleniu kończyny – śmiecha się uprzejmie. Nieopodal leżą zwłoki lubującego się w modnych strojach sekretarza, ale nikt nie zwraca na nie szczególnej uwagi. Słowem splapstick w najczystszej postaci.

Dalszy przebieg wypadków jest ogólnie znany. Panowie dochodzą do porozumienia, król życzy naszemu bohaterowi dużo szczęścia w życiu osobistym i sukcesów w zawodowym, po czym, uznając wyższość moralną bohaterstwa rzymskiego nad etruskim, postanawia zwinąć namioty i się odalić. Mucius waraca do Rzymu, otrzymuje (co jest zrozumiałe) przydomek Scaevola i szmat ziemi na Zatybrzu w charakterze gratyfikacji.

Zabawną tę, aczkolwiek mało prawdopodobną  historię zawdzięczamy najprawdopodobniej wyobraźni autora wiekopomnej Historii Rzymu, Liwiuszowi. Niewykluczone, że również Dionizos z Halikarnasu maczał tutaj swe palce, jednym słowem: dziś nie sposób już dociec który zmyślił, a który tylko odpisał. Obaj żyli w czasach Augusta, gdy zapotrzebowanie na wspaniałą, dorównującą współczesności przeszłość było ewidentne. Tacyt w każdym razie twierdził, że chodzi tu o problematyczny rodzaj legendy, problematyczny bo Porsenna zdobył i podporządkował sobie Rzym nie napotykając przy tym zresztą większych trudności. Szereg historyków podzielało ten pogląd, tym bardziej, że nazwisko Scaevola pojawiło się dopiero pod koniec III wieku p.n.e., a przedstawiciele rodu nosili, wszyscy bez wyjątku, imiona Quintus i Publiusz.

Dlaczego przez wieki otaczano podziwem i stawiano młodzieży za wzór matoła, którego jedynym osiągnięciem było historycznie nieuzasadnione samookaleczenie, pozostanie dla próbującego myśleć racjonalnie czytelnika tajemnicą. Szczególnie, gdy uświadomimy sobie dobrze – zarówno przez historyków jak i przez antropologów kultury – udokumentowany fakt: w VI i V wieku p.n.e. w kręgu kultur latyńskich, karano przypaleniem prawej dłoni zdrajców, złodzieji i krzywoprzysięzców.

Komentarze 22 to “Przykład dla młodzieży męskiej. Maciuś Mańkut.”

  1. october said

    Z tych samych względów, dla których dziewczynkom (przynajmniej w czasach mojej elementarnej edukacji) stawiano za wzór niejaką Wandę – tę, co to Niemca nie chciała – wymyśloną według wszelkiego prawdopodobieństwa przez Mistrza Wincentego, zw. Kadłubkiem, herbu Poraj, figurującego w stosownych almanachach jako dziejopis.
    Nawiasem mówiąc, mity o poświęceniu nie budzą we mnie odrazy. Zaś symbolika prawej ręki (jej utraty) w mitologii indoeuropejskiej jest nadwyraz popularna, a Ty zaraz z tymi zdrajcami, złodziejami przed oczy. A fe!

  2. october said

    Wybacz, mi ten nadwyraz, gdyż nad wyraz szybko mi się kliknęło wyślij, zanim go dojrzałam.

  3. bebebetter said

    Ja sformułowałabym to pytanie inaczej : dlaczego czytelnicy legend nie przejawiają chęci do myślenia racjonalnego? Dlaczego pozwalają sobą manipulować przy ich pomocy i dlaczego otaczają czcią postaci szlachetnie i bez sensu cierpiące a prezentowane im przez autorytety moralne? Nawet wówczas gdy sam autorytet nie przejawia żadnej chęci do włożenia łapki w ognisko, choć czyn ten opiewa jako godzien naśladowania? Ot zagadka…

  4. Bellatrix said

    Telemachu,
    moja hipoteza jest taka: postać Gajusa Muciusa jest zmyślona. Jednak wymyślono ją znacznie wcześniej (być może zheroizowano faktyczną postać). Załóżmy, że Rzym już zdobyto, król wkroczył do miasta. Otwarcie się przeciw jego władzy buntował ów Mucius, być może nawet próbował dokonać jakiegoś zamachu stanu, za co został, wg tradycji, ukarany. Gdy zaś Rzym odzyskał niepodległość, jego stronnictwo „wyniosło go na ołtarze”. Rzecz jasna, pewne fakty należało zmienić, to i tamto ubarwiono, przeinaczono na potrzeby propagandy. Oczywiście, symbol zdrady zmienił znaczenie i zaczął symbolizować patriotyzm i poświęcenie. A ta gotowa już opowieść została wyciągnięta z bajań ludu i posłana dalej przez poetów rzymskich, żebyśmy my mogli dzisiaj o tym czytać u Telemacha ;)
    Pozdrawiam!
    PS: Z jakich źródeł korzystałeś? Bardzo mnie zdziwił jeden szczegół – że Rzym został podbity. Kiedy się uczyłam historii starożytnej, ani razu nie wspomniano o takim evencie, a z pewnością godny by był zauważenia.

  5. Telemach said

    @Bellatrix:

    Ależ chętnie.
    1.Aigner-Foresti, Luciana: Die Etrusker und das frühe Rom, Wissenschaftliche Buchgesellschaft, Darmstadt 2003
    2. Penrose, Jane. Rome And Her Enemies, Osprey Publishing.Oxford/London 2005
    3. Arvidsson, Stefan. Aryan Idols. The Indo-European Mythology as Science and Ideology. University of Chicago Press. 2006.

    A ponadto: Le Grand Larousse podaje począwszy od wydania z 1973 roku(w oparciu o badania Georgesa Dumézila)Porsennę już zupełnie oficjalnie jako ostatniego króla rzymskiego. Pomimo iż Rzymianie wypędzili Tarkwiniusza Pysznego w 510 p.n.e. Porsenna miał po zdobyciu miasta w 509 p.n.e. sprawować w nim władzę aż do 508 roku p.n.e.

    Sprawdziłem też kilka innych źródeł (jako że informacja ta była również dla mnie zaskoczeniem)- wygląda na to, że większość badaczy jest co do tego faktu zgodnych. Choć przyznaję – starsze źródła nadal krzewią tezę o ciągłości republiki od 510 aż do pierwszych princepsów.

  6. Telemach said

    @October: ja nie roszczę sobie prawa do jedynie słusznej interpretacji archetypów i legend. Powiem więcej – ja mam jedynie dostęp do źródeł a te mogą zawierać błędne informacje. Mnie po prostu zastanawia wybór wychowawców młodych pokoleń, zadziwia mnie, że wzorcem staje się samookaleczający się wytwór fantazji a nie np. ktoś kto wsławił się zdolnościami mediacyjnymi, zdrowym rozsądkiem, afirmacją zgody i poszukiwaniem bezkonfliktowych rozwiązań. Osobiście uważam pewien rodzaj mitologii za graniczący z idiotyzmem i stwierdzam z żalem, że idiotyzm ten często nam umyka. Dotyczące pewnych archetypów matryce interpretacyjne są bowiem tak silne, że bezrefleksyjnie przechodzimy nad nimi do porządku dziennego. Ale jest to – jak już parę razy zaznaczyłem – mój osobisty pogląd i każdy ma prawo się z nim nie zgadzać.

  7. andsol said

    Czy to możliwe, że z tej pięknej opowieści wzięło się znane i równie piękne porzekadło, że rękę w ogień za kogoś włożymy? Bo związek prawicy w ogniu i potwierdzanie czyjejś prawości przetwarzaniem własnej łapy na szaszłyk zdaje się na to wskazywać…

    (Whorf twierdził, że to język nami mówi. Dobrze, język, ale czemu jakichś kretynów?)

  8. october said

    Mit żywi się uwiarygodnionym nieprawdopodobieństwem, symbolem. Dlatego jest tak kulturotwórczy, nośny. Trzeba nam niemożliwego, trzeba mistyki, żeby zmieniać świat.
    Co w nim racjonalne, rozsądne, a co głupie, nawet czas nie zweryfikuje. Zbyt wiele w tym zależności. Czy idiotyczny mit szkodzi ? Nie wiem. Jestem pewna, że mitologiczny wzorzec nikogo przy zdrowych zmysłach nie sprowokuje do wsadzenia ręki w ogień. Ale, z drugiej strony, coś podejrzewam, że ten sam mit mógł wypchnąć na ulice Warszawy Piotra Wysockiego i jego podchorążych, a lata później w godzinie W, im podobnych ? Tak wiem, w obu przypadkach to była głupota, pewnie taka sama w Gdańsku, Ursusie i Radomiu.
    A czort wie, jaką mitologią żywili się Tutsi i Hutu ?
    A, Ty Telemachu, gdybyś był Mistrzem, jaka postać wskazałbyś swemu uczniowi jako wzór ?

  9. telemach said

    @October: byłbym ostrożny w stawianiu znaku równości pomiędzy tragicznym nieporozumieniem jakim była godzina „W” i Ursusem wraz z Radomiem. W ostatnim przypadku chodziło o raczej spontaniczny protest spowodowany podwojeniem – praktycznie przez noc – ceny cukru. Ideologiczna nadbudowa i legenda o powstaniu w imię obrony wartości demokratycznych i niepodległościowych powstała później.

    Mistrzem nie zamierzam pozostać i nie jestem zainteresowany posiadaniem uczniów. Kolosalna odpowiedzialność. Jako uczeń byłbym jednak zainteresowany poznaniem w odpowiednim wieku Mistrza który wskazał by mi Dyla Sowizdrzała, Ostapa Bendera i Józefa Szwejka. I zalecił zainteresowanie się co łączy te trzy mityczne zaiście figury.

    Ukłony
    T.

  10. bebebetter said

    Nie są bohaterami ani trochę ;-) Za to lubią żyć i nie udają nikogo. Wielka sztuka i godna naśladowania :-)

  11. Telemachu,
    po raz kolejny czepiasz się mitu, by znaleźć pożywkę dla sarkazmu wypełniającego Twoje literackie miniatury.
    Demaskujesz mitycznego bohatera – insynuując, sugerując, wykazując… że to jednak był (czy też przynajmniej mógł być) kawał palanta.

    Ale na miłość boską nie na tym polega mit, by trzymał się rzeczywistych ludzi, „autentycznych” faktów, czy też prawdziwych wydarzeń.
    Wprost przeciwnie!

    Nie podobają Ci się mity?
    Olej je!
    Szkoda Twojej inteligencji na dekonstrukcję ludzkich złudzeń, bajań i kulturowych dyrdymałek. One nie ulegną niczemu.
    (Tak naprawdę, uległy tylko Nietzschemu :))
    … zanim on nie uległ wzystkiemu (wpierw ulegając mitowi, który go rozłożył – mitowi własnej boskiej omnipotencji… wyrosłej zresztą z jego seksualnej impotencji.)

    Ale ja wiem, że nie możesz tego zrobić. Tobie mity są potrzebne, tak samo jak nam wszystkim.

    PS. Wolę jednak Kropotkina od tego anty-mitycznego schematu.

  12. andsol said

    Ładny atak. I nawet jest mityczne nawiązanie do seksu a raczej jego braku. Ale gdyby przezwać mity „historyjkami” to kto by był właściwym autorem do wskazywania ile w historyjce jest prawdy, a ile bzdury – i dlaczego? Coś mi tu zabrzmiało echem hasła „robotnicy do roboty, studenci do studiów”. Owszem, pobyty Telemacha w świecie Kropotkina wiele radości mogą człowiekowi przynieść, ale bez rzeczowych uwag o bzdurach, które i mi ładowano do głowy bez umiaru, one by miały więcej szans na robienie ze mnie palanta. Kluczowym słowem jest „rzeczowe”. Dużo trzeba się nastudiować o wampirach, by wiedzieć gdzie przydźgać ten drewniany kołek.

  13. bebebetter said

    Logosie,

    było takie hasło w ramach czegoś co dziś nazywałoby sie kampanią społęczną : dziecko plus zapałki równa sie pożar. Mity plus zdolni manipulatrzy równa się potencjalny pożar w głowach manipulowanych.
    Nie wydaje mi sie, aby Telemach chciał być strażakiem świata, ale ja tam się cieszę, że nie było za mojego życia okazji do wykorzystania tego, co ładnie nazwał Andsol. A może i była, tylko się nie załapałam – przez szczęśliwy przypadek.

    Pozdrowienia.

  14. mona said

    Logosie, nie mogę się w żaden sposób zgodzić. Pisząc, że dekonstrukcja mitów jest zbędna bo one piękne przecież i potrzebne i nikomu nie ulegną – zapominasz przecież o kilku istotnych szczegółach. Pominę już podpalaczy świata bo Bebebetter wyraziła się jasno i dobitnie. Ja bym chciała zwrócić Twoją uwagę na inny aspekt tej sprawy. Rozliczne mity zastępują nam często w niebezpieczny sposób wiedzę i współdefiniują na tej drodze naszą „normalność” stanowiąc swoistego rodzaju blokadę wszędzie tam, gdzie każdy powinien (a może nawet ma obowiązek) sam dokonać umysłowego wysiłku. A potem wyboru. Przejmujemy archetypy bezrefleksyjnie dokonujemy ich inkorporacji w indywidualny system wartości, późniejsza percepcja rzeczywistości jest już tylko pochodną odruchów bezwarunkowych. Atrakcyjne to i wygodne. Jakże jednak łatwo takimi ludźmi później manipulować!!!
    Pisłeś kiedyś u siebie o „entartete kunst” i wyraziłeś swe oburzenie że m.in. ekspresjonizm, kubizm etc. zastąpione zostały klasycystyczno-patriotycznym kiczem. Niepojęte prawda? Zastanowiłeś się jednak, jaki rodzaj myślenia i wychowania, jaki rodzaj przyzwolenia na uproszczenia, patrzenia i dostrzegania swego „heritage” i kult jakich wpojonych całym pokoleniom wartości uczynił powszechną zgodę na ten wybryk możliwym? Skąd wzięła się u wykształconych i cywilizowanych ludzi stadna zgoda na TO, co nam wydaje się dziś barbarzyńskie i (cytując Telemacha) „najzwyczajniej w świecie idiotyczne”?
    Przede wszystkim jednak, zastanawiałeś się nad tym, jaki rodzaj (mitologicznych i estetycznych) wzorców legł u podstaw narodowosocjalistycznej estetyki? Czy to przypadkiem nie muskularnymi Scaevolami w hełmach Wehrmachtu miano zastąpić bolszewickich Mondrianów, Kandinskych, Liebermanów i innych Chagali?
    Ja sądzę że idiotyzm zasługuje na sarkazm i nazwanie go idiotyzmem. Na huczny śmiech. Na tyle szyderstwa ile tylko się zmieści w tekście. Może ilość biednych prosiaków płci męskiej gotowych ginąć dla kawałka materiału, czy heraldycznego zwierzęcia lub co gorsza mordować w imię symboli innych będzie w przyszłości trochę mniejsza.
    Serdecznie pozdrawiam
    Mona

  15. bohdan14 said

    Witam wszystkich,
    nie rozumiem zupełnie skąd to zamieszanie. Jak ktoś chce pchać rękę w ogień to niech pcha. Według mnie on był chory więc wychodzi na to że zamiast wsadzić gościa do psychiatryka zrobili z niego przykład dla młodzieży. Jakoś mnie nie dziwi – jak się człowiek rozejrzy to trudno się dziwić.

  16. Mona,
    nie twierdzę, że dekonstrukcja mitów jest zbędna. Wprost przeciwnie! Uważam, że jest niezbędna.
    (Mimo, że ona raczej nie znosi mitów, tylko je transfiguruje, bo mitu znieść nie podobna.)
    (Ta dwuznaczność słowa „znieść” jest tutaj, swoją drogą, ciekawa:)

    Ja tutaj wyraziłem się tylko o sytuacji, w jaką zbyt często – moim zdaniem – pcha się Telemach.
    Te mity, których się on czepia (znowu ciekawa dwuznaczność:), nie wszystkie są idiotyczne, często są czymś pozytywnym („miłość” Św. Pawła, „szlachetność” idei olimpijskiej, „bohaterstwo” obrońców Westerplatte.. etc.) On je dyskredytuje, ale nic nie serwuje zamian. Moim zdaniem tak nie można, bo to trącu jakimś… nihilizmem.
    Jeśli odrzemy się z wszystkich takich – konstytuujących naszą kulturę – mitów, to się obudzimy w końcu z ręką w nocniku (a raczej w NICniku :)

    Poza tym, ów para-litercki de-mitologizujący pomysł Tekemacha, zaczyna się u niego zamieniać w jakąś ograną formułkę. Tak to odbieram.
    Właśnie dlatego, kiedy zaczynam czytać jego kolejny tekst, to wydaje mi się, że doskonale wiem, co będzie dalej i… zazwyczaj się nie mylę :)

  17. Sorry za literówki… przesilenie wiosenne, czy co ? :)

  18. bebebetter said

    A co widziałbyś w zamian Logosie?
    Mnie się wydaje, że Telemach zaproponował zamiennik – zdrowy rozum, empatia, wrażliwość na pojedynczego człowieka, a nie na „ludzkość”, racjonalny wybór zamiast szlachetnych aczkolwiek bezsensownych odruchów serca itd, itd. Wymieniać można by długo. Ale to nie jest takie wzruszające, a przede wszystkim wymaga wysiłku, jest żmudne, wymagające. Ja osobiście w tym nihilizmu nie widze. Choć przyznaję, że czasem czuję, jakby mi się lekko grunt usuwał spod nóg w wyniku lektury pogromcy mitów ;-) Tyle, że to złudzenie, po zastanowieniu dochodzę do wniosku, że na szczęście stoję zupełnie gdzie indziej. Poza tym jest zwyczajnie ciekawie.

    Pozdrowienia.

    @ mona

    mnie się wydaje, że to jedno z drugim ma wiele wspólnego. Jak pojmujemy szlachetność, miłość, bohaterstwo nie pokazuje się tylko podczas zawieruchy dziejowej. Pokazuje się przede wszystkim w codziennych sytuacjach i jak sie nad tym zastanowić to dostrzec można ile tych schematów, wtłoczonych w nasze głowy, wpływa na to np. czego oczekujemy od własnych dzieci.

  19. W zamian chętnie widziałbym jakiś inny pomysł Telemacha na swoją mini-literaturę :)

  20. bebebetter said

    No, drogi Logosie, różnorodności to tu nie brak. A co z tymi, ktorzy chcą się pozbyć przywiązania do mitów? I z wolną wolą samego autora? Hm… ;-)

  21. mona said

    Logosie ja cenię mity ale nie wszystkie.

  22. mona said

    Nie rozumiem Logosie za bardzo co Tobą kieruje, bo w tekstach ani miłość, ani szlachetność idei ani bohaterstwo niczyje nie zostały wyśmiane. Czytam i czytam i czytam – i dalej nie rozumiem. Przecież lajtmotiwem tego blogu nie są mity i archetypy lecz sztucznie podtrzymywana ignorancja umożliwiająca mitotwórstwo i manipulowanie innymi. Ale co kieruje Tobą? Czyżby Andsol miał jednak kobiecą intuicję.

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.