Patrząc wstecz. Cena empatii.

1 marca, 2009

Empatia może przybierać zadziwiające formy. Zadzwiające niejednokrotnie nawet dla tego, kto ją odczuwa.

Nieuchronne i mimowolne uczucie niepewności i zagubienia, ogarniające ludzi głęboko wierzących, w momencie gdy zostają skonfrontowani z historią pierwszych wieków chrześcijaństwa, powinno skłaniać nas do pełnej współczucia refleksji. Czy jednak skłania?

Począwszy od nadprzyrodzonego wniebowstąpienia Nazareńczyka, rozpoczyna się trwający dwa stulecia nieustający festiwal cudów i zjawisk niemożliwych do ogarnięcia rozumem. Głoszący chwałę Pana apologeci nowej religii wskrzeszają zmarłych, pomnażają w razie potrzeby dobra doczesne, uzdrawiają nieuleczalnie chorych z łatwością muszącą zawstydzać ówczesnych lekarzy, władają biegle obcymi językami mimo braku znajomości tychże, widzą rzeczy, których nie ma i sprawiają, że niemożliwe i nieistniejące objawia się w miarę potrzeby również niedowiarkom. Nie zawsze wprawdzie, ale wystarczająco często, aby rzesza owieczek wzrastała w tempie postępu geometrycznego. Można wręcz odnieść wrażenie, że wobec cudotwórczej apostolskiej wszechmocy, śmierć męczeńska była raczej kwestią kaprysu, luksusem wynikającym z osobistej decyzji lub wynikiem radosnego dążenia do uzyskania wiecznej chwały, niż smutną, wynikającą z niezasłużonych represji koniecznością.
Gibbon trafnie zauważył, że w czasach szerzącego w Galii chrześcijaństwo Ireneusza, pod koniec II wieku , nawet wskrzeszania zmarłych nie uważano już za wypadek niezwykły. Cud ten był zjawiskiem częstym i powodowanym przez wspólne błagania wiernych miejscowego Kościoła połączone z postami i umartwianiem powłoki doczesnej. Nie aż tak może częstym aby prowokować ziewanie znudzonych powszedniością aktu wiernych, lecz wystarczająco powszednim aby skłaniać coraz rzadszych sceptyków do formułowania bezczelnych rządań.
Czytamy zatem:
„Pewien Grek szlachetnego rodu oparł na tej doniosłej podstawie wszystkie swe argumenty przeciwko chrześcijaństwu, przyrzekając Teofilowi, biskupowi Antiochii, że natychmiast przyjmie religię Chrystusową, jeśli będzie miał satysfakcję, ujrzenia choćby jednej osoby rzeczywiście zmartwychpowstałej. Godnym uwagi jest fakt, że ten najwyższy duchowny pierwszego Kościoła wschodniego, jakkolwiek bardzo mu zależało na nawróceniu przyjaciela, uznał za stosowne odmówić jego słusznemu i uzasadnionemu wyzwaniu“
E. Gibbon „Moce cudotwórcze pierwotnego kościoła“ w „Upadek cesarstwa Rzymskiego, II, ss. 27-31

Festiwal cudów i zjawisk nadprzyrodzonych ustał tak samo raptownie jak się rozpoczął – a mianowicie natchmiast po edykcie Konstantyna instalującym chrześcijaństwo jako powszechny obowiązek poddanych, czyli w momencie instytucjonalizacji nowej wiary. Cuda przestały być konieczne, czas łagodnej perswazji i nieodpartych argumentów przemiął, nawrócenie niewiernych można było wreszcie wymusić siłą. A opornych poddać nieodzownym sankcjom, do złudzenia przypominającym stosowane uprzednio wobec chrześcijan.
I w tym momencie człowiek głęboko wierzący powinien zacząć mieć poważny dylemat. Raptowne pozbawienie Ojców Kościoła mocy cudotwórczych, rzuca niezbyt korzystne światło na domniemany charakter chrześcijańskiego Boga, który najwyraźniej nagle, nieomal z dnia na dzień postanowił pozostawić wiernych sam na sam z ewentualnymi wątpliwościami, zmuszając tym samym zwolenników opartej na koncepcji miłości bliźniego doktryny, do stosowania narzędzi przemocy, z paleniem ewentualnych sceptyków żywcem włącznie.

Wierzącemu pozostaje jedynie niezłomna wiara w to, że niezbadane są wyroki opatrzności. Agnostyk zaś zaryzykuje z uśmiechem twierdzenie, że Bóg chrześcijan postanowił najwidoczniej być wygodny lub złośliwy.Trudno bowiem założyć, że się nagle zmęczył.

Komentarzy 8 to “Patrząc wstecz. Cena empatii.”

  1. defendo said

    Przypomniał mi się jeden z „cudów, który powodował nawrócenie niedowiarków w średniowieczu. „Cud” stosowali zakonnicy wobec niezbyt wiernych, ale bogatych owieczek,żeby ich mieszki otworzyć. Żywą kurę upijano do nieprzytomności, delikatnie piór pozbawiano, smarowano żółtkami i umiejętnie te żółtka rumieniono, następnie ładnie układano na półmisku. Potem braciszkowie zapraszali na kolację takiego niedowiarka i zachęcali,żeby nóż w ptaka wbił. Nawet do nieprzytomności pijana kura zrywała się z półmiska – a gość mnichów stawał się naocznym świadkiem cudu zmartwychwstania.
    Sądzisz, że nieboszczyk też może odczuwać empatię?
    Trochę za to pytanie przepraszam.

  2. Abulafia said

    @defendo.
    To nie mogła być ,,kura domowa”. One są abstynentkami.
    Sprawę cudu zobrazuję takim oto incydentem.
    Popegeerowski blok jakich wiele. Atmosfera wśród mieszkańców przygnębiająca. Zepchnięci na margines życia pozbawieni pracy dójek i traktorzystów, nie mogą się odnaleźć w nowej rzeczywistości, już nie prywislenskowo kraja. Wyobcowanie i wynikające z niego kompleksy załamują nawet nie trzeźwiejących ani na chwilę.
    Jedyne zajęcie w czworakach, to modlitwa w przydrożnej kapliczce i zalewanie zgryzot. Atmosfera apokaliptyczna schyłku złego świata i nadchodzenia lepszego ładu. Nadzieja tylko w noszeniu cudownego medalika oraz asyście wędrującego świętego obrazu.
    Złe przemówiło z komina bloku. Zawodzenie i jęki dobywające się z ,,zaświatów” dowodziły ostatnich łkań Szatana. Mijano komin łukiem bezpiecznym dla duszy przechodzącego.
    Dopóki bardziej wyedukowany, bo aż siedmioma klasami-ale podwójnymi-Jaś zwany mysliciołkiem nie zauważył, że zniknęło ,,pierwsze wiadro” w czworakach.
    Wezwana straż pożarna wyciągnęła ,,złego” z komina. Istotnie-był zły, ale szczęśliwy.
    I gdzie tu cud?-ktoś zapyta.
    Cudem okazało się przełamanie religijnego tabu nakazującego czuć w szumie wiatru licho, a w nacieku na szybie-Niepokalanej Panienki.
    Cudem było uruchomienie zwojów mózgowych zaprogramowanych kruchtą.
    Zaiste, cudem nazwać należy uwolnienie się Jasia z kagańca przesądów i zabobonów.
    Reszta jest milczeniem.

  3. dru' said

    Telemachu, może Bóg po prostu okazał się pragmatyczny? Ogrom cudotwórczej roboty związanej z nawracaniem zastąpiła praca dobrze zorganizowanej instytucji.

  4. monades said

    @dru, przeciw tej interpretacji przemawia fakt, że mimo od lat 200 (z czubem) coraz zuchwalej a nawet powszechnie grasującego ateizmu, jak również całkowitego nieomal opustoszenia kościołów prawie wszędzie z wyjątkiem obszaru nędzy trzecioświatowej oraz Polski ilość cudów jakoś się nie zwiększa. Gdyby był pragmatyczny to mielibyśmy w obecnej sytuacji przynajmniej jedno „zmartwychpowstanie” na tydzień. Już wyobrażam sobie media ;-).

  5. Mag said

    Oj, po prostu widowni w tym teatrze cudów zabrakło. ;)

  6. […] tutaj Nowa Kaledonia żegna nas deszczem. Tak samo jak nas […]

  7. Abulafia said

    @Telemach.
    Byłbym strawił Twój post, gdyby nie małpeczka, po której mam większą zdolność rozeznania tekstu.
    Nazarejczyk. Ciekawy przypadek żonglerki słownej wywołujący delirium tremens lub inną paranoję christiania.
    Nazaret. Magiczna nazwa, o której nie wspomina księga Jozuego opisująca szczegółowo dzielnicę Zebulona. Także J. Flawiusz wymieniający 45-miast Galilei nie wspomina o Nazarecie. A Talmud, na 63 miasta zapomina nazwy miejsca dorastania człowieka-boga.
    Wielu historyków (m.in. Davidson) zwraca uwagę, że w czasach Jezusa nie znano miejscowości o tej nazwie. Jako fizycznie dostępne pojawiło się w IV w. n.e. Namacalnie pojawia się dopiero w XIII w., zbudowane przez rycerzy czerwonego krzyża na ruinach arabskiego El Nacira.
    Zwracam uwagę, że;
    -Mieszkaniec Nazaretu określany jest jako Na z a r e t a ń c z y k.
    -Nazer- (od nasar, naser) to winna latorośl, przenośnie-odrośl z domu izraelskiego (pień Isajego).
    -Nazarejczycy-wspólnota przypisująca sobie jedynie słuszne postępowanie. Wg. ewangelii Filipa-to synonim prawdy. Sekta religijna, której przywódcą był onegdaj Paweł z Tarsu (Dz. 24. 5).
    -Nazirejczycy-(od nazir)-tak określano Izraelitów czyniących śluby czystości, poświecenia się bogu (Jahwe!).
    I ,,stało się, aby wypełniło się pismo”. Mesjasz ,,musiał” wychowywać się w Nazara. Manipulacje Łukasza i Mateusza wokół miejsca narodzin i zamieszkiwania Jezusa dowodzące, że ,,będzie nazwany Nazarejczykiem”-powalają. Trzeźwych.
    Nazarejczyka od Nazaretańczyka różnią tylko literki. Litrowe. Implikacje żonglerki słowem z rdzeniem; naser, nazir-kosztowało cywilizację krocie. Miliony ofiar i morze krwi. Żadne ,,nigdy więcej” czy ,,wyrażamy smutek” nie zrekompensuje tej hekatomby.
    By nie kończyć tak dramatycznie, może parafraza Nabokowa;
    -Chodzi za mną wielu-mówi Jezus-i skrubuja. Kiedy zaglądam im przez ramię, widzę, że piszą co innego niż mówię i czynię. Kiedy napominam, by ,,nie ujmowali ani dodawali” cokolwiek od siebie, śmieją się w nos.
    -Patrz i ucz się, jak się robi religię-rzucają znikając w komnatach pałaców.

  8. telemach said

    @Abulafia: przyjmuję z pokorą. Istotnie zakręcony źródłosłów i pomieszanie lingwistyczne. Ale z drugiej strony to po pierwsze jestem w błądzeniu swym w całkiem interesującym towarzystwie, po drugie zaś: czy zmienia to w jakiś sposób wymowę tekstu?
    Ukłony

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.