Polka wszech czasów (1)

7 marca, 2011

Lubimy różne (przepraszam za słowo) rankingi i to jest w zasadzie dobre, a czasem nawet doskonałe. Ludzie lubią wiedzieć kto jest najważniejszy, kto mniej ważny, a może nawet zupełnie nieważny. To nikomu to nie szkodzi, co znów jest sytuacją sympatyczną, a czasem  nawet pożądaną.  Dyrekcja Muzeum Historii Polski połączyła swe siły z redakcją czasopisma „Mówią Wieki” i wezwała naród do zbiorowego wysiłku w celu  stworzenia kolektywnymi siłami rankingu najwybitniejszych rodaczek. Ponieważ vox populi sam z siebie mógłby wybrać nie wiadomo kogo i potem byłby wstyd, szacowna dyrekcja Muzeum Historii Polski (w budowie) w połączeniu z redakcją   czasopisma, w którym jako pacholę czytałem, że w Biskupinie rozbrzmiewała (na przekór niemieckiemu okupantowi) już w czasach epoki brązu mowa prasłowiańska, czyli w zasadzie polska  (do dzisiaj nie przeprosili), otóż ta dyrekcja na spółkę z redakcją  postanowiły narodowi podszepnąć. Lista 14 (słownie: czternastu) nominowanych przez dyrekcję nieistniejącego jeszcze muzeum i redakcję wspomnianego powyżej czasopisma  kandydatek, prezentuje się imponująco. Najciekawiej jednak (bo mówi dużo o naszym pojmowaniu historii i roli kobiety w tejże)  prezentuje się zestaw umieszczonych na liście czterech żeńskich głów koronowanych.   Wymieniamy w kolejności chronologicznej (aby niczego, nikomu tylko nie sugerować):

  1. Dubravka von Boehmen. A w zasadzie (po mężu) Dubravka von Merseburg. Rozwódka, albo bigamistka. Nazwana w XIX wieku przez polskich historyków  Dąbrówką. Córka bratobójcy Bolesława I Okrutnego (Czecha) i niejakiej Biagoty (najprawdopodobniej Bułgarki). Nie wiadomo kiedy się urodziła. Nie wiadomo, czy mówiła po polsku. Dzięki kronikom Thietmara von Merseburg wiadomo jednak, że (jako żona markgrafa Gunthera von Merseburg i rodzona matka jego następcy Ekkharda von Meissen, a zdaniem co poniektórych również niejakiego Gunzelina) mówiła doskonale po niemiecku. Chętnie zawierzylibyśmy w tej kwestii innym współczesnym źródłom, ale takich nie ma. Chyba, że ( w drodze wyjątku) za współczesne źródło uznamy Oswalda Balzera, który posługując się patriotyzmem i intuicją stwierdził w 1895 roku, że było całkiem inaczej i musi wyjść na nasze, bo jakże to tak, żeby Mieszko brał używaną żonę z niemiecką rodziną. Ponieważ jednak dobre chęci nie mają mocy sprawczej, pozostał Balzer w swym przeświadczeniu (w wymiarze europejskim) wprawdzie często cytowany, ale nader samotny. Zupełnie nie wiadomo w jakich okolicznościach Dubravka przestała być niemiecką margrafinią i stała się małżonką wojowniczego pogańskiego księcia  o spornym pochodzeniu (Piastowie zostali wymyśleni jako prastara dynastia dopiero w XII. wieku  przez nadwornego bajarza Gala Anonima). Spędziła w Polsce ponoć  ostatnie 11 lat życia. Przypisuje się jej ufundowanie trzech  kościołów w Wielkopolsce, ale lepiej nie powtarzać tej plotki, gdy w pobliżu znajdują się jacyś archeolodzy. W XIX wieku co rusz  ktoś odkrywał  jej miejsce ostatniego spoczynku z takim skutkiem, że pozostaje ono po dziś dzień nieznane. W zasadzie – jak widać –  same sprzeczne informacje. Z jednym wyjątkiem: historycy są obecnie zgodni, że nie odegrała żadnej znaczącej roli w chrystianizacji  gnieźnieńskiego księstwa Polan (Polski, a zatem również Polek, jeszcze wówczas nie było).
  2. Hedwig D’Anjou. Obecnie,  od około 150 lat  znana jako Jadwiga Andegaweńska, a (od paru lat) nawet święta . Chociaż szczerze mówiąc –  raczej święta nie była, a jak się dobrze przypatrzyć, to zbyt polska też raczej nie. Chyba, że zrównamy religijność z dewocją i uznamy boczną linię Kapetyngów za Polaków, a D’Anjou za prastare polskie nazwisko. W każdym razie też najprawdopodobniej bigamistka. Nie ma (poza legendami) żadnego dowodu na to, że wychowana w Budzie i Wiedniu córka Bośniaczki i Francuza, była oblubienica niejakiego Wilhelma Habsburga, nauczyła się kiedykolwiek  polskiego. No, chyba że pomógł jej w tym litewski małżonek. Zapewne uczyli się razem, szkoda, że nie było wówczas jeszcze możliwości zapisu dźwięku.  W Polsce spędziła parę lat, zmarła młodo i bezpotomnie.
  3. Bona Sforza D’Aragona – tu już nie ma najmniejszej wątpliwości: zarówno po matce, jak i po ojcu czystej krwi Włoszka.  Tytularna księżniczka Bari i Rossano. Większość życia spędziła na dworze włoskim, który dla jej wygody zainstalowano w Krakowie. Znała się na finansach koronnych i przyczyniła się do ich uporządkowania, co samo w sobie nakazuje poważnie wątpić w jej polskość. Z synem rozmawiała po włosku. Prawdopodobnie otruła synową, z pewnością przyzwyczaiła mieszkańców  Rzeczpospolitej do używania Włoszczyzny zamiast Suppengemüse.
  4. Marie Louise de la Grange Casimire of Arquien, zwana przez potomnych figlarnie Marysieńką Sobieską.  Córka francuskiego markiza i francuskiej markizy. (W sumie) siedemnastokrotna matka. Większość dzieci zmarła. Wdowa po Janie Sobiepanie Zamojskim. Następnie, przez 22 lata, żona polskiego monarchy. Pisała do męża listy po francusku, ten zaś odpowiadał (przeważnie) po polsku. Dzieci wychowała na dobrych, francuskich, bądź niemieckich patriotów. Kto nie wierzy, niech sprawdzi we francuskiej lub niemieckiej encyklopedii pod hasłami Jacques Louis Henri Sobieski oraz Thérèse Cunégonde Sobieski. Po śmierci męża pakuje kufry i przenosi się z powrotem do ojczyzny, gdzie latami bezskutecznie zabiega o łaski Ludwika XIV. Ten zaś, ze swej strony, nazywał ją odstręczającą, natrętną babą i wydał surowy zakaz  wpuszczania jej na pokoje w Wersalu, ba, nie wolno było jej nawet zbliżyć się do stolicy. Zmarła w Blois  po zabiegu płukania żołądka. Tam też została pochowana, przynajmniej do czasu, gdy 15 lat później niejaki Philippe Dupont dokonał potajemnej ekshumacji i wysłał szczątki do Polski.

Tak to mniej więcej wygląda. Ciekawe kandydatury na stanowisko Polki wszech czasów, nieprawdaż?  Niezależnie od tego kto i co wygra, wygra na tym nasza zbiorowa opinia. Ten, kto po tym plebiscycie zacznie rozprawiać o „polskiej ksenofobii” wyjdzie z całą pewnością na idiotę.

Komentarze 33 to “Polka wszech czasów (1)”

  1. andsol said

    Gdybym był na fb, utworzyłbym stronę (ile słów tam strony mają, 8 czy 10?) nienawidzenia telemacha. Co jak co, ale Dąbrówkę nam odbierać… To co, Bolesław Chrobry był Szwabem? A może Mieszko na boku go z kozą sprokurował? Ach, dobrać by się tak do krzaka genealogicznego telemacha…

  2. telemach said

    @andsol: Mnie to też z tą Dąbrówką zdziwiło. Myślałem sobie, ot Czeszka, pamiętałem łopatologiczne tłumaczenie podręczników, że Mieszko to chciał z Czech bo nie chciał z Niemiec. Itede. Podejrzliwy zrobiłem się jednak gdy w polskiej wiki przeczytałem, że n i e była wcale, ale to wcale zamężna z Niemcem. Zacząłem sprawdzać i szok. Bo okazuje się, że do czasu, gdy Balzer zabrał się za nową interpretację dziejów, jak najbardziej była. I w innych krajach (w Czechach np. lub w Niemczech) nadal jest. ALe może Czesi, Niemcy, Francuzi i Anglicy zaczną wreszcie czytać Oswalda Balzera i wyrzucą pisane współcześnie thietmarowskie kroniki na śmietnik historii. Zawsze można mieć nadzieję.

  3. andsol said

    Tia…. nie wiem czemu przypomniało mi się jak Bilu kręcił się po podwórku z miną: „nie wiem które z was zżarło tę rybę z ośćmi, ale na pewno to nie ja wskoczyłem do kuchni, przecież nie machałbym tak sympatycznie ogonem gdybym to zrobił”. Czyli, kochani Prawdziwi Polacy spod sztandaru S24, nie należy zbyt emfatycznie mieć racji, bo jak się rozjuszy telemacha to sprawa może się źle skończyć.

  4. nameste said

    Nadzieją napawa mnie to „(1)” w tytule.

  5. Jurgi said

    Mam nadzieję, że nam Telemach chociaż Marii Skłodowskiej-Curie nie odbierze. Wszystkie, tylko nie Skłodowską, błagam!

  6. staruszek said

    Dlaczego publiczne ma być przedmiotem przetargu na mojsze? Mój rosół, moja Bona.
    Nasza historia – dziękuję Wam sąsiadki, matka i ojciec tego nie dali … Ech!

  7. telemach said

    nameste: nie można (przecież) za dużo na raz, bo gotowość do koncentracji (u oglądacza monitora, nie mylić z czytelnikiem) jest, jaka jest. U mnie również. Ceną, którą płacimy za natychmiastowy dostęp do trójwymiarowej informacji jest utrata zdolności koncentracji i mozolnego śledzenia linearnie zorganizowanej rzeczywistości, tej ukształtowanej wzdłuż drogowskazów ustawionych przez przemysł drukarski.Tak (my, którzy nie urodziliśmy się jako digital natives) mamy. Może się to (u przyszłach pokoleń) zmieni?
    Krótko: trzeba porcjować. Inaczej robi się Wagner w wykonaniu tria dżezowego. Czyli nieadekwatnie do medium i obok możliwości odbiorcy.

  8. telemach said

    Jurgi: spokojnie, nie jestem masochistą.

  9. ztrewq said

    „Mam nadzieję, że nam Telemach chociaż Marii Skłodowskiej-Curie nie odbierze.”

    Wam Francuzom?

  10. Aethelstan said

    „Nie wiadomo, czy mówiła po polsku.”

    Czy w 1000 r. było już coś takiego jak język polski?

  11. telemach said

    Aethelstan
    Trafne. Z pewnością nie. Przynajmniej w dzisiejszym sensie. To co było, było od dzisiejszego kanonu zapewne tak odległe jak dzisiejszy serbski. Nie wiadomo w ogóle w jakim języku oni się wówczas porozumiewali, najwidoczniej jednak jakoś się potrafili ze sobą dogadać. Musiał istnieć jakiś tam słowiański pidgin.

    Zabawne jest jednak, jak trwale w głowach ogółu zapisała się stworzona w XIX wieku na użytek tworzenia nowej tożsamości wizja przeszłości, którą potem zaanektowaliśmy jako naszą. Wyobrażamy sobie – i dlatego jest.

  12. Aethelstan said

    „Musiał istnieć jakiś tam słowiański pidgin.”

    No właśnie. Nie mam w tej chwili żadnej literatury pod ręką, ale w odniesieniu do roku 1000 należałoby chyba jeszcze mówić o jednym języku zachodniosłowiańskim.

  13. telemach said

    aethelstan
    Z tego co znalazłem, to oficjalna doktryna jest taka, że jeden język zachodniosłowiański istniał sobie do VIII wieku – z niego w okresie od VIII do X wieku wyodrębnił się lechicki, który dał potem początek grupie języków lechickich (polski, kaszubski, sorbski, wymarły już słowiński, etnolekt śląski i kilka pomniejszych). Tak, że Dobravka mogła ewentualnie znać lechicki, chociaż kto ją tam wie. Polskiego (jako odrębnego języka)istotnie jeszcze nie było. Przynajmniej jeśli wierzyć paleolingwistom. A w zasadzie tej ich części, którzy wierzą w możliwości lingwistyki historycznej. Rekonstrukcja języków co do których nie ma źródeł pisanych wydaje mi się trochę woodoo. Ale może się mylę i jest to nauka ścisła, tylko ja jestem ignorantem.

  14. cmss said

    Suppengemüse? W eintopfie, dla przykładu? Zgroza.

  15. telemach said

    cmss: no tak. W końcu większość narzędzi ma nazwy będące zapożyczeniem z niemieckiego. Co dużo mówi o tym kto do nas przywlókł rzemiosło. Gdyby jeszcze kucharze też byli zniemieccy, to by było pewnie jeszcze smutniej niż jest. Kulinarna zależność od Włochów nie jest taka zła.

  16. Bobik said

    Iii, taka zależność kulinarna, na samej włoszczyźnie oparta. Prosciutto di Parma albo scaloppine alla milanese to Bona do polskiego jadłospisu nie była uprzejma wprowadzić. Albo chociaż frutti di mare.
    Gdyby to psy robiły ten ranking, już one by wiedziały, które kryteria i zasługi można brać na serio, a które są czystym zawracaniem głowy.

  17. telemach said

    @Bobik: się myli. Nie tylko na włoszczyźnie.
    Na kalafiorach i pomidorach, i karczochach. Ze o pomarańczach, cukinii, bakłażanach i większości kulinarnych ziół już nie wspomnę. Multum tego.

  18. calmy said

    And the winner is::
    http://www.muzhp.pl/aktualnosci/553/plebiscyt-na-polke-wszech-czasow–rozstrzygniety.html

    Post się chyba właśnie zdezaktualizował, bo Polką WC została ostatecznie Maria CS, a cudzoziemskim królowym vox populi dał odpór. Proszę o część drugą, było obiecane!!! :)

  19. Ależ super pościk, palce lizać.

  20. babilas said

    Majorze, proszę palce lizać póki czas, bo pościk to dopiero od jutra.

  21. mona said

    telemach: bakłażany na pewno nie. Ale za to pora, seler, cebula, sałata, cukier.

  22. Torlin said

    Telemachu!
    Tylko bardzo Cię proszę, nie pogniewaj się o mnie za mój komentarz.
    Takie wyliczanie jest bez sensu. Na wszystkie te postaci próbujemy spoglądać z punktu widzenia XIX-wiecznego, narodowego, kiedyś nikt tego w ten sposób nie pojmował. Bo tak literalnie podchodząc do jakiejkolwiek postaci okaże się, że nie było ani jednego „prawdziwego Polaka”. Tak jak w gruncie rzeczy nie ma naprawdę czysto polskiego słowa, bo albo jest indoeuropejskie, albo prasłowiańskie, albo pochodzenia obcego.
    To wszystko inaczej wyglądało, np. Jagiełło świetnie mówił po rusku (białorusku), a Jadwiga świetnie mówiła po polsku, znała doskonale 5 języków, w tym polski – 11-letnia dziewczynka!!! promowała kulturę polską jak mało kto. To nie ma sensu Telemachu tak rozpatrywać pochodzenia, Generał Unrug też w obozie nie rozumiał po niemiecku. To nie ma sensu – chyba że to jest zabawa intelektualna – to wtedy przepraszam.

  23. telemach said

    „Na wszystkie te postaci próbujemy spoglądać z punktu widzenia XIX-wiecznego, narodowego (…)”

    Torlinie, dlaczego się mam gniewać? Najwyraźniej się nie rozumiemy. Wiele wpisów na tym blogu jest właśnie wynikiem konstatacji, że umysłowo i emocjonalnie znaczna część, a może nawet większość tzw. narodu zatrzymała się w XIX wieku, no może już jesteśmy mentalnie w pierwszej dekadzie wieku XX. To XIX wieczne pojmowanie świata, historii, tożsamości narodowej, swego miejsca w świecie, hierarchii problemów gnębiących tzw. ludzkość (staroświeckie słowo, prawda?) jest w moich oczach i moim mniemaniu nie tyle sympatycznym dziwactwem, lecz poważnym obciążeniem w drodze do nowej tożsamości, tożsamości jakże potrzebnej potrzebnej do zrozumienia dzisiejszego świata i sprostania wyzwaniom wieku XXI.
    Sami zamykamy się w rezerwacie, którego granice wyznaczają narodowo-uduchowione dysputy, absurdalne mity, naginanie historii do własnych naiwnych wyobrażeń. Co winne? Szkoła? Zabory? Socjalizacja trzech pokoleń w oderwaniu od zewnętrznego świata? Wojenna zagłada Boyów-Zeleńskich, a przeżycie obywateli Piszczyków? Migracja z wsi do miast? Przesunięcie terytorialne z którego wynikła potrzeba kurczowego złapania się za mitologię? Nie wiem.
    Piszesz, że próbujemy spoglądać na te postaci z XIX-wiecznego punktu widzenia. Otóż ja bym chciał aby było inaczej. I dlatego często sprowadzam (co jest czasem nawet dla mnie bolesne, ale wcale nie takie trudne, wystarczy dobrze poggrzebać) te XIX-wieczne wyobrażenia do absurdu.

    Nie mam powodu aby się na Ciebie gniewać. Po prostu różni nas sposób widzenia historii. Mam wrażenie,że pojmujesz mitologię XIX-wiecznej proweniencji jako nieodzowny składnik naszej zbioorowej tożsamości, ot na zasadzie: wszyscy mają jakieś mity, nie pozbywajmy się naszych. W końcu, pssst, dzieci by jeszcze się pogubiły, po co robić zamieszanie, na czymś trzeba budować.
    Mity powstały z przyczyn, które ustały nieomal 100 lat temu. Pozostał stek mitopochodnych bzdur w encyklopediach, podręcznikach, powszechnych wyobrażeniach. Nie, nie można budować na tym próchnie. Dlatego wyłącz mnie proszę ze swego „próbujemy spoglądać”. Ja nie próbuję.

    „a Jadwiga świetnie mówiła po polsku, znała doskonale 5 języków, w tym polski – 11-letnia dziewczynka!!! promowała kulturę polską jak mało kto.”

    W zasadzie chciałem sobie podarować – ale te słowa uświadomiły mi, że Jadwiga zasłużyła na osobny, obszerny tekst. Bo jeśli ktoś taki jak ty, ktoś o ponadprzeciętnej wiedzy historycznej coś takiego przedstawia jako pewnik – to jak musi wyglądać w głowach byłych konsumentów podręczników szkolnych i zjadaczy medialnej papki?

    A swoją drogą – mam prośbę. Napisz proszę z czego dla Ciebie te 5 języków (w tym polski) wynika. Skąd to wziąłeś. I skąd wziął to ten od którego to wziąłeś. I kto to (jak również w jakiej formie) powiedział bądź napisał pierwszy. To naprawdę dobre ćwiczenie. I świetna zabawa. Potrafi doprowadzić do ciekawych konkluzji.

  24. Torlin said

    Telemachu!
    To właściwie cele mamy te same, ja walczę z tymi samymi mitami co Ty. Mam jakby świadomość, że nigdy nie czytałeś moich tekstów na ten temat w moim blogu, a przecież wiem, że czytałeś. Ja piszę wyraźnie, że taka lista i Twoje komentarze to jest spojrzenie na całą zabawę z punktu widzenia XIX-wiecznego, więc nie rozumiem zdania: „Mam wrażenie,że pojmujesz mitologię XIX-wiecznej proweniencji jako nieodzowny składnik…”. Otóż nie pojmuję, ta lista i Twój komentarz pojmuje to w ten sposób.
    O Jadwidze wiem ze świetnej książki Czytelnika „Poczet Królów i Książąt Polskich” pod red. nauk. Andrzeja Garlickiego – Andrzej Wyrobisz „Jadwiga”. Opisuje niesłychany rozwój kultury andegaweńskiej w połączeniu z włoską, pisze o rozwoju młodych sióstr, ich poczucia piękna, umiejętności czytania, zajmowania się kulturą, muzyką, sztuką i właśnie nauką. Ludwik Węgierski był królem Polski, więc Jadwiga uczyła się również polskiego, a że miała zdolności językowe, to szybko się naszego języka nauczyła.
    Pozdro

  25. mona said

    Torlin:

    myślę, że troszkę zaczyna Wasza rozmowa przypominać sytuację z pewnego wczesnego skeczu Monty Pythona. Kabaret, na scenie John Cleese opowiada dowcipy. Na widowni samotny widz (Graham Chapman), siedzi ponuro z twarzą pokerzysty. Im bardziej artysta się wysila, tym widz poważniejszy.
    W końcu Cleese zrezygnowany ociera pot z czoła. Chapman, zdegustowany, z wyrzutem w głosie: Pan jest śmieszny!

    Myślę Torlinie, że obsadziłeś tu rolę Chapmana. Robisz autorowi zarzut z tego, co jest, w sposób zupełnie widoczny, świadome i celowe. Telemach, w ramach proponowanej zabawy, nawiązuje do konkretnej, niekoniecznie własnej, retoryki i stylistyki, jak się zdaje, w celu pogłębienia efektu absurdu. A ty mu robisz zarzut, że to (takie podchodzenie do historii) jest absurdalne.

  26. najdrozsza said

    Dopóki nie przeczytałam, że ten konkurs się odbył, myślałam, że go wymyśliłeś.

  27. babilas said

    telemach (większość tzw. narodu zatrzymała się w XIX wieku, no może już jesteśmy mentalnie w pierwszej dekadzie wieku XX.):

    Czas jakiś temu, w którejś rozmowie z AndSolem, padła (ale nie pamiętam, z której strony – signum temporis) uwaga, że skrzydło tupolewa strąciło nas na powrót w XIX wiek. I faktycznie – chłonąc atmosferę pokwietniową, miałem nieodparte wrażenie, że takie prawdopodobnie musiały być nastroje w Polsce tuż po upadku powstania styczniowego: my – oni, Traugutty i Wielopolskie, ojczyzna w udręczeniu i jastrunowskie wzdęcie godnościowe. „Jeden mi tylko przystoi strój: czarna sukienka” i Rymkiewicz jako nowy Ujejski.

  28. cmss said

    Kwantyfikator z dziczy wabi mydłem i wdzięcznym uśmiechem.

  29. telemach said

    @najdroższa: tu w ogóle mało jest wymyślane, czasem mnie samego zaskakuje cielesność i realność ukrywająca się pod cienką warstwą pozornie nieprawdopodobnych informacji i zdarzeń. Przeryłem się jak pług śnieżny przez historię stworzenia św. Jadwigi Andegaweńskiej. Zdumiewająca, zupełnie nieprawdopodobna konstrukcja, czego się człowiek nie dotknie, to się sypie.

  30. telemach said

    Babilas: Pewien bliski mi, studiujący w Krakowie młody człowiek, uciekł w drugiej połowie kwietnia zeszłego roku z tego miasta (i Polski) twierdząc, że tak błyskawicznego staczania się ogółu w obłęd nie jest w stanie ani znieść ani zrozumieć. Wychowany poza granicami Polski, nie mógł (a może mógł, ale nie chciał) pojąć, jak cienki jest lód racjonalności po którym codziennie chodzimy. Wydarzenia wiosny zeszłego roku znacznie mu w tym pomogły. Tyle że budujące to nie było.

  31. Musiał istnieć jakiś tam słowiański pidgin.
    Telemachu – korzystając z okazji pospamuję sobie trochę na Twoim blogu, wzorem najlepszych blogerskich grafomanów, bo kiedyś interesowałem się ta kwestią i zgromadziłem trochę książek.

    Teoria (i praktyka) językoznawstwa historycznego mówi, że języki się różnicują i ewoluują, a warunkiem utrzymania spójnosci językowej jest możliwość swobodnej komunikacji, czyli w epoce przedpaństwowej i przedmedialnej zamieszkiwanie ograniczonego terytorium. Stąd też przyjmuje się istnienie języka „wspolnego słowiańskiego”, zwanego w polskiej nauce prasłowiańskim a w światowej „common slavic”.

    Różnicowanie się języków można śledzić i chronologizowac względnie, na podstawie istnienia modyfikacji językowych. Język A ma pewne modyfikacje, którego nie mają siostrzane języki B i C, zatem w pewnym momencie musiał się wyodrębnić. Osadzenie tego procesu w czasie jest możliwe na podstawie konfrontacji ze źródłami pisanymi. Tutaj pomógł Cyryl i Metody z językiem staro-cerkiewno-słowiańskim, potem źródeł pisanych jest coraz więcej.

    Na tej podstawie uznaje się, że w czasach Cyryla-Metodego już nastapiło różnicowanie się prasłowiańskiego na szereg dialektów regionalnych, ale podobnych do sąsiednich.

    Wracając do Dabrówki Mieszka – używali regionalnych dialektów, ale mogli się ze sobą dogadać.

    Znów powstanie współczesnych języków to nie tylko efekt różnicowania, ale także późniejszy proces asymilacji i upodobnienia dialektów sąsiednich „na bazie” dialektu dominującego. (w przypadku polskiego to dialekt z regionu Małopolski). Stąd pierwsze w źródłach pisanych „polskie” zdanie „Daj ać ja pobrusza a ti pocziwaj” to zdanie z regionalnego dialektu, czyli aspiruje doń późniejszy język polski, czeski, nawet jak chcą propagatorzy RAŚ – ślunski.

    Co ciekawe – powstanie współczesnych języków nastąpiło nie tylko na bazie, ale i na „nadbudowie” – język słowacki i stworzenie narodowej tożsamości słowackiej to dzieło grupy XIX-wiecznych intelektualistów. Dokonali niemożliwego – opracowali reguły unifikujące siostrzane dialekty i ich idee trafiły „pod strzechy”.

  32. telemach said

    @globalnyśmietnik:

    Głupia sprawa z tym powstawaniem i ewolucją języka.
    Długo sobie ryłem na temat. Wyryłem więcej, niż jestem w stanie strawić. tyle, że dalej nie wiem niczego na pewno. Tzn. znam teraz rozmaite, przeważnie sprzeczne, hipotezy. Prezentowane w nich poglądy i przeczucia są wzruszające, jak się jednak zada pytanie: „dlaczego autor tak uważa?”, to w odpowiedzi wysypują się różne takie: „powszechnie przyjęło się sądzić” albo „obecnie przeważa pogląd” Dużo przypuszczamy. Nic nie wiemy na pewno. A wiedzieć na pewno, to jednak jest ważne. Bo tylko „wiedzenie na pewno” zasługuje na miano wiedzy. Nawet ten cytowany powyżej „lechicki” jest wynalazkiem zupełnie nowym. Ci, którzy go używali, z całą pewnością nie wiedzieli, że mówią po lechicku. Po prostu mówili. Lingwistów przy tym nie było.

  33. porcelanka said

    Same smakowitości! :)
    Ale z wiedzeniem czegoś „na pewno”, mam wątpliwości. ;) Fakty są ważne ponieważ można na ich podstawie tworzyć interpretacje. Co jednak, jeśli względem „faktów” mamy podejrzenia, żeby nie rzec: zastrzeżenia? A mamy? Powinniśmy mieć!
    Uciekam, zanim Telemach przegoni mnie za sofistyczne dzielenie włosa na czworo, a fe, a fe… ;P

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.