Ameryka. Historia pewnego zabawnego nieporozumienia.

20 stycznia, 2009

A zatem zaryzykujmy twierdzenie, że w czasach powszechnego dostępu do informacji, równie powszechny jest dostęp do sądów błędnych, popularnych pomyłek, nieporozumień wynikających z czyjejś dezynwoltury, złej woli, niedbalstwa bądź ignorancji. Raz popełniona pomyłka może zostać skorygowana, równie dobrze może zostać powielona siedem trylionów razy, uzyskując rangę prawdy objawionej, historycznego faktu lub prawa natury. Zrodzona przez górę mysz rośnie spokojnie do pokaźnych rozmiarów i jeśli damy jej wystarczająco dużo czasu i wystarczającą ilość gorliwych pomocników wyposażonych w przyrząd do klikania, może przerosnąć górę.

Pierwszym odruchem użytkownika internetu skonfrontowanego z sądem kontrowersyjnym, a rozpowszechnionym, jest sprawdzenie (naturalnie przy pomocy wyszukiwarki) jak się rzecz ma naprawdę. Osąd, czy rezultat takiego postępowania można uznać za smutny, czy też śmieszny, pozostawmy czytelnikowi.

Rok 1492 zapisał się w pisanej dużą literą Historii jako rok odkrycia Ameryki przez pana o nazwisku Cristóbal Colón, zwanego w naszym pięknym kraju zwyczajowo Kolumbem. Wielkie to było dokonanie i wielkości jego nie umniejsza fakt, że Colón odkrył kontynent zamieszkały od czasów późnego pleistocenu. Po prostu odkrył kontynent razem z potomkami tych, którzy odkryli go przed nim, ale najwyraźniej niesłusznie i w sposób niezasługujący na nasz szacunek lub uznanie. Sam Kolumb udał się w podróż jeszcze trzy razy po czym zmarł w przeświadczeniu, że niczego nie odkrył, lecz jedynie zgodnie ze swym zamiarem dotarł do Azji, której odkrywać nie trzeba było, bo już była od pewnego czasu odkryta. Wyposażeniem drugiej i trzeciej ekspedycji Kolumba zajmował się niejaki Alberico Vespucci: florentyński kupiec, autor rozlicznych listów i jak łatwo udowodnić notoryczny kłamca, oszust i mitoman. Chociaż po raz pierwszy postawił swą nogę na pokładzie w roku 1500 jako uczestnik wyprawy Pinzona, w napisanym 1504 roku i skierowanym do Pierro Soderiniego liście przypisuje sobie zasługę odkrycia kontynentu amerykańskiego w roku 1497 co jest kłamstwem nieudolnym, jako że w tymże roku zajęty był przygotowaniami do trzeciej wyprawy Kolumba. Korespondencja , teksty umów i pokwitowania dowodzą, iż rok 1497 spędził w Sevilli. W roku 1504 po raz pierwszy podpisuje się imieniem Amerrigo a czasem Amerigo. Błędy są zrozumiałe jeśli uświadomimy sobie, że do nowego niepospolitego imienia nasz wesoły Alberico musiał się przyzwyczaić.
Cofnijmy się jednak do roku 1497. Rok ten był pamiętny ze względu na wyprawę odkrywczą niejakiego Johna Cabota. Pomysłodawcą był król Henryk VII Tudor (tatuś tego Henryka, któremu błędnie przypisuje się sześć żon, ale o tym kiedy indziej) a sponsorem, organizatorem i finansistą niejaki Richard Ameryk, walijski arystokrata, kupiec i w ogóle sympatyczna postać. Wyprawa dotarła do wybrzeży dzisiejszej Kanady, pierwsze mapy odkrytej linii brzegowej od Nowej Szkocji po Nową Funlandię były właśnie jej skromnym wynikiem. To między innymi te właśnie mapy posłużyły później geniuszowi renesansowej kartografii, Martinowi Waldseemuellerowi jako pomoc, gdy podjął się swego wiekopomnego dzieła stworzenia pierwszej mapy całego podówczas znanego świata. Mapa była piękna, wykonana techniką drzeworytową i bogato zdobiona. Pokazywała ona, obok chudego niebywale kontynentu zwanego Mundus Novus również w swej górnej części osoby Ptolomeusza (tak, jak autor uważał, że wyglądał) oraz niejakiego A. Vespucci (tak, jak autor sądził, że na to zasłużył). Na dole widoczny jest napis, z którego wynika, że autor dzieła uwzględnił, obok dokonań ptolemeańskich również osiągnięcia i wiekopomne odkrycia autora aktualnego bestsellera pt. „Quattuor Amerjici Vespucci Navigationse“ (Cztery podróże Amerigo Vespucci), książki przetłumaczonej na 37 języków i z niejasnych powodów uznanej wówczas za dzieło naukowe, a w dodatku wiarygodne. Autor: Amerigo Vespucci. Pozycja o tyle ineteresująca, że zawierała między innymi twierdzenie autora, że to on właśnie jest odkrywcą Ameryki. Pięćdziesiąt lat po śmierci obu podróżników, potomkowie Kolumba musieli się spotkać z potomkami Vespucciego przed sądem, aby sprostować przynajmniej część zawartych w niej niewiarygodnych bredni florentyńskiego megalomana i bajarza
Jednakże w 1507 roku dziecko zostało niestety wylane niechcący wraz kąpielą i nic na to nie można było już poradzić. Mapa Waldseemuellera krążyła po Europie w ponad tysiącu egzemplarzy, podobizna florentyńskiego megalomana utrwaliła się do tego stopnia w świadomości i kolektywnej pamięci współczesnych, że odkręcenie oczywistej pomyłki nie było już możliwe.
Bezpośrednia sugestia, jakoby mógł istnieć związek pomiędzy nowym imieniem Alberico Vespucciego a nazwą nowego kontynentu pojawiła się po raz pierwszy w towarzyszącej Mapie Swiata broszurze noszącej tytuł „Cosmographiae introductio”. Jej autorem był najprawdopodobniej partner Waldseemuellera, Martin Ringmann. W oparciu – jak sam przyznaje – o lekturę i ocenę wymienionego powyżej bestsellera, w którym autor przypisał sobie zasługi dotyczące wszylkich nieomal odkryć dokonanych w Nowym Swiecie redukując konkurentów do sławy – włącznie z Kolumbem – do roli swych pomocników, Ringmann snuje rozważania, czy spotykana na coraz liczniejszych mapach nazwa America nie może przypadkiem być wynikiem chęci uczczenia wielkiego podróżnika i genialnego odkrywcy. Przyznaje jednak w miarę uczciwie, że rozważania na ten temat mają charakter czysto spelulatywny.
Sam Waldseemueller, gdy dotarły do niego wieści o raczej wątpliwej wiarygodności relacji Vespucciego, zastępuje w kolejnych wydaniach swego dzieła nazwę America bardziej neutralnym określeniem Terra Incognita. Na próżno, ogół już wie lepiej. I to nieomal wszędzie. Odmienne poglądy utrzymują się jedynie w Bristolu i – o dziwo – w nikaraguańskiej prowincji nazywanej przez Majów już w czasach prekolumbiańskich Amerrique. Prowincji odkrytej przez Kolumba w trakcie jego czwartej podróży.

Od dziesięcioleci toczona przez historyków i lingwistów debata, czy Ameryka zawdzięcza swą nazwę zamożnemu walijskiemu kupcowi, czy też raczej pomysłowości Majów, zdaje się nikogo raczej specjalnie nie interesować. Powszechny jest triumf folrentyńskiego fanfarona zawdzięczającego swą ugruntowaną w międzyczasie sławę pomyłce niemieckiego kartografa. Państwo wątpią? Przyjemnego klikania w obrębie Wikipedii życzę Państwu. Przyjemnego klikania.

Komentarze 22 to “Ameryka. Historia pewnego zabawnego nieporozumienia.”

  1. Bellatrix said

    Telemachu, że niby Wikipedia coś na ten temat powie? Wybacz, ale obecnie jest zaliczana do źródeł tak niepewnych, jak historie pana Vespucci (przynajmniej wersja polska).
    Co do nazwy – to by miało sens. Zawsze mi się wydawało dziwne, że na cześć gościa, który opisał ziemię nadaje się nazwę – co innego, dla odkrywcy… A pan Ameryk zapisał się na kartach historii jak pan Engels ^^

  2. nyema said

    te mapy…tzn. tamte mapy wąskie i dziwne, to mi teraz przychodzi na myśl… nie pasujące do warunków ziemskich, a jednak narysowane i są…
    piękna historia, ja niczego nie sprawdzam, wierzę w opowieści:)

  3. Przypomniał mi się pewien mało wybredny, ale dający do myslenie dowcip.

    W jednym z zakonów, bracia zajmowali się tłumaczeniem i przepisywaniem starych ksiąg. Jeden z mnichów najstarszej daty, zajmował się księgami bez ustanku – czuł, że zbliża się już kres jego życia i chciał mieć pewność co do mądrości, zawartych w starych pismach.
    Pewnego wieczora nie pojawił się na kolacji. Jeden z młodszych mnichów zszedł do biblioteki, sprawdzić, co się stało. Na miejscu, zastał zakonnika, siedzącego przy biurku i płaczącego rzewnymi łzami.
    – Co się stało bracie? – zapytał strwożony.
    – Znalazłem oryginał Naszej Świętej Księgi – chlipnął starzec – i pierwszy tłumacz popełnił błąd…błąd powielany przez innych przez stulecia
    – Cóz to za błąd, który wprowadził cię w taka rozpacz?! -wykrzyknał młody mnich
    – Nasza wersja mówi „żyj w celibacie”… oryginal natomiast… „żyj w celi… bracie”

    Ile takich błędów maja nasze „święte księgi”? Ile z nich wprowadzono umyślnie? Pamiętać należy wszakże, iż historię piszą zwycięzcy. A nauka zajmują się ludzie, wynajęci przez rząd i prywatne instytucje.

  4. mgielka said

    „Raz popełniona pomyłka … równie dobrze może zostać powielona siedem trylionów razy uzyskując rangę prawdy objawionej, historycznego faktu lub prawa natury.”

    i tak już będzie zawsze.
    by człowiek mógł zgłębić jedną dziedzinę, a tylko wtedy jest w stanie dociec prawdy, musi resztę spotykanej wiedzy przyjąć na wiarę.
    Czas mamy ograniczony, a cała nasza wiedza zebrana w trylionach ton papieru.
    Dociekanie prawdy może lepiej zostawić pasjonatom, bo czy znanie prawdy jest potrzebne? Bywa że kłamstwo przynosi więcej dobrego niż prawda, i na odwrót. Zależy od problemu.
    Owszem człowiek chce wiedzieć, ale ta wiedza może być czymkolwiek. Nasze życie jest bogate w cenne wartości w które warto zainwestować czas. Owszem prawda np. historyczna też może nią być.

  5. telemach said

    Wszystkich ewentualnych czytelników pragnę przeprosić za kiepską stylistyczną jakość powyższego tekstu. Jest to wynik pośpiechu połączonego z bólem głowy. Niedobra kombinacja. Trzeba by chyba jeszcze trochę nad nim popracować. O interpunkcji to już lepiej nie mówmy. Dziękuję za ewentualną wyrozumiałość.

  6. Abulafia said

    Zawirowania wokół nazwy Ameryki Północnej są zabawną historią. Widocznie florentyńczyk miał lepszy piar, a Kolumba zadowalało samo postawienie stopy na terra incognita. Ale i pierwszeństwo wielkiego genueńczyka budzi wątpliwości-roszczą sobie do niego pretensje Wikingowie. Jakkolwiek było historia obdarowała Kolumba mianem odkrywcy, a florentyńczyków z możnym rodem tego okresu Medyceuszami nobilitowała imieniem Vespucciego. Wilk syty i owca cała.
    Nie da się tego powiedzieć o wyrafinowanej pomyłce w procesie Galileusza. Inkwizycja skazuje uczonego-mimo odwołania ,,herezji”-za rzekomą złośliwą uwagę wobec inkwizytorów; ,,A jednak się kręci”. Co gorsza do dziś Kościół katolicki trzyma się tej wersji będącej grą dziennikarza Barettiego z 1757 r.
    O ile pomyłka z nazwą nowo odkrytego lądu nie wywołała tragicznych następstw, o tyle perfidia zamierzonej pomyłki z Galileuszem była fatalna w skutkach dla nauki. Zdyskredytowała także Kościół.
    A iluż odkrywców i wynalazców nie chcących się dzielić sławą z możnymi tego świata, kończyło gorzej niż Galileusz? Może i Kolumb nie chcąc podzielić ich losu godził się na mistyfikację? Wszak dożywał ostatnich lat w zapomnieniu odtrącony od konfitur czerpanych z własnego odkrycia. Poza tym zmarł rok przed ochrzczeniem odkrytego lądu.

  7. porcelanka said

    Mnie z kolei nasuwa się refleksja, że kłamstwo powielone w setkach ust, staje się prawdą.
    Zaś prawda jednostkowa nie istnieje :)

    Dokładnie tak.

    Tylko ogół może potwierdzić prawdę podobnym postrzeganiem lub zawierzeniem w dowody, które można spreparować, które dowodzą z koeli znowu jakiejś jednostkowej prawdy…

    Czym jest prawda Telemachu, skoro nawet nie możemy sprawdzić jak z tą Ameryką było NAPRAWDĘ i w zasadzie, jakie to ma znaczenie, współczesny mieszkaniec Nowego Świata ma to serdecznie gdzieś, a Indianie są w książkach.
    Niestety.

  8. telemach said

    @porcelanka: nie wiem czym jest prawda. Ale, jak sądzę, postawiłaś istotne pytanie. A to już bardzo dużo.

  9. telemach said

    @porcelanka: nie wiem czym jest prawda. Ale, jak sądzę, postawiłaś istotne pytanie. A to już bardzo dużo.

  10. Bellatrix said

    Czym jest prawda – prawda niepodważalna? Fakt to prawda. Inna sprawa, że o danym fakcie wiedzieć nie możemy z braku źródeł czy informacji.

  11. mgielka said

    tak sobie myślę, że prawda istnieje tylko w teorii.
    ani większość nie może być wyznacznikiem prawdy, ani osobiste subiektywne odczucie i spostrzeżenia.

    do prawdy można tylko dążyć.

  12. cyganka said

    Ludzie kochani, zejdźcie trochę na ziemię. Jakiej wy właściwie “prawdy” szukacie, jakiejś absolutnej? Co w tym złego, albo smutnego, że niektórych nie obchodzi to, skąd się wzięła nazwa Ameryka? Już bardzo dawno temu minęły czasy Leonardów da Vinci. Dzisiaj każdy z nas może dochodzić samodzielnie do tzw. prawdy w jednej i do tego bardzo wąskiej dziedzinie. We wszystkich innych dziedzinach zdani jesteśmy na rozmaite publikacje, również w Wikipedii. Ale bądźmy szczerzy, nie jest tak źle, wszyscy (ja też) codziennie korzystacie z “prawdy” do której sami nie dochodziliście. Myjecie ręce przed opatrzeniem rozbitej głowy dzieciaka, żeby nie wdała się infekcja, a niewielu z was widziało mikroba na własne oczy, myjecie owoce, żeby nie zarazić się owsikami, choć mało kto widział jajka owsików, używacie komputera, ale nie obchodzi was co to są algorytmy, a jeżeli nawet zainteresujecie się nimi, to zajrzycie po prostu do Wikipedii. Pewnie, że są błędy i przekłamania, pokutujące czasem przez całe stulecia, ale czy to ma aż takie znaczenie? Prawdziwie zainteresowani mogą próbować to sprawdzać, ale nie widzę nic dziwnego w tym, że większości to nie obchodzi.

    Swoją drogą, kiedy mieszka się tu, gdzie nie można odtworzyć metryk własnych pradziadków, bo archiwa spłonęły w zawieruchach wojennych, to myśli się, że szczęśliwy to kraj, w którym zachowała się korespondencja, teksty umów i pokwitowania z 1497 roku.

  13. Abulafia said

    Prawda w oderwaniu od człowieka nie istnieje. Tak zwane prawdy absolutne jako wzorce oderwane od materii, to idee fixe albo-jak pisał Myers-masturbacja metafizyczna. Mętna i oderwana od rzeczywistości spekulacja propagowana dla zysku wąskiej grupy uprzywilejowanych.
    Prawdą człowieka jest to, co czyni go człowiekiem-pisał Saint-Exupery. Tak jak prawdą drzewa jest gleba, a ryby woda. Jeśli ta kultura, ta skala wartości, ta, a nie inna forma działania sprzyja pełni człowieczeństwa w istocie ludzkiej, to znaczy, że ta kultura, skala wartości, forma działania są prawdą człowieka.
    Prawdy nie musimy dowodzić, bo każdy z pomocą logiki dowiedzie swojej. Nie należy też przeciwstawiać sobie prawd jednostkowych. Wystarczy w drodze konsensusu wypracować wspólną platformę komunikowania się, aby podobnie kojarzyć otaczającą nas rzeczywistość. To nic, że będzie ona mianownikiem dnia wczorajszego, który ,,dziś” zmienia, z ,,jurto” może przewartościować. Wystarczy, że na tę chwilę upraszcza świat i integruje ludzi w tworzeniu wspólnej cywilizacji pozwalającej na urzeczywistnianie się człowieczeństwa.
    Prawdą człowieka jest humanizm.

  14. bebebetter said

    @cyganka

    Wielu ludzi i kiedyś i dziś skakało sobie nawzajem do gardeł w imię „prawdy”. Mnie ta opowieść przywodzi do myśli o kruchości prawdy i działa jak dzwonek ostrzegawczy. Przypomina, aby nie być zbyt przywiązanym do swej prawdy i zbyt aroganckim wobec prawdy innych.

    A na marginesie: nadaje zupełnie nowego i zabawnego kontekstu powiedzeniu „Ameryki nie odkryłeś” :)

  15. cyganka said

    @bebebetter

    Kiedy się tak lepiej przyjrzeć temu skakaniu sobie do gardeł, to wcale nie o tzw. prawdę chodzi, a o władzę. O żądzę władzy, która bywa tak silna, ze nie daje się niczym zaspokoić, jak tylko całkowitym podporządkowaniem sobie bliźnich. A „prawda” jest tylko pretekstem do takiego podporządkowania, pretekstem, który można w razie potrzeby zmieniać, modyfikować, interpretować.
    Jak słusznie Abulafia powiedział, prawda absolutna nie istnieje, to idee fixe, którą usiłują nam narzucić rozmaici samozwańczy władcy dusz.

  16. monades said

    @cyganka, mgielka, bebebetter: obawiam sie ze w tej historii naszemu Telemachowi nie chodzilo o prawde wcale. Raczej chyba o zludnosc przeswiadczenia, ze to co uwazane jest powszechnie za fakt powszechnie znany i dlatego niepodwazalny, wcale nim byc nie musi. I o nakaz ostroznosci w ocenach prawd obiegowych…
    Co ja jednak moge na to poradzic, ze moja prawda jest „mojsza”? Bo niezaprzeczalnie tak mi sie wydaje? Nic a nic! I tu chyba lezy pogrzebany najwiekszy przyjaciel czlowieka.

  17. bebebetter said

    @cyganka
    Zgoda, ale to bardziej w sferze publicznej. W prywatnej nieraz zdarzało mi się widzieć dyskusję, której uczestnicy byli gotowi zginąć albo co najmniej pogrzebać znajomość w imię swojej prawdy, wykrzykując co rusz – takie są fakty! Fakty, prawda… ciśnie się na usta, że prawda jest jak wspomniana tu już swego czasu dupa. Każdy ma swoją.

  18. mgielka said

    @monades
    prawda to i „zludnosc przeswiadczenia”

    @cyganka
    „prawda absolutna nie istnieje, to idee fixe, którą usiłują nam narzucić rozmaici samozwańczy władcy dusz”

    myślę że człowiek sam tworzy sobie partycję zwaną prawdą absolutną.. swoją własną ..
    potrzebuje jej, po to by móc poświęcić czas i zająć się tym co najpilniejsze w jego osobistym życiu, ku przetrwaniu.
    (jak zauważyłaś wcześniej).
    jeśli człowiek cokolwiek przyjmuje od władcy dusz to robi to przecież z własnej woli… a więc jest mu to potrzebne w jego systemie.

    @bebebetter
    byż może znajomości owe wymagały konfiguracji i owa sprzeczka była pretekstem do wyrażenia tego co skrywało się wobec tego drugiego człowieka..
    gdybam sobie ;)

  19. bebebetter said

    @mgiełka
    Wobec wszystkiego, co powiedziano wyżej Twoje gdybanie jest jak najbardziej uzasadnione :)

    @monades
    Tak to już jest, że to co się mówi niekoniecznie jest tożsame z tym co słyszą ci, do których mówimy. Nie wiem co sprawić ma przyjemność autorowi publikującemu tekst. Czy to, aby został odczytany zgodnie z jego intencjami, czy to aby cztelnicy odnaleźli w tekście możliwość własnych interpretacji, wniosków? Jedno i drugie wydaje mi się być pożyteczne i interesujące.

  20. mgielka said

    bebebetter
    no dzięki za taką wyrozumiałość :P
    a mogłeś(aś ;) mnie oświeć :P

  21. bebebetter said

    @ mgiełka

    Mogłam, ale prowadzę walkę z arogancją własną ;)

  22. mgielka said

    bebebetter, trzymam kciuki :P

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.