Zarost Ockhama
24 października, 2011
Everything happens for a reason – stwierdził swego czasu John Locke. Zdanie, efektowne ze względu na pozorną prostotę, potrafi nas jednak szybko doprowadzić do logicznej ściany płaczu. Bo niemożność przeprowadzenia dowodu dotyczącego słuszności stawia przed alternatywą zwątpienia (bez uzasadnienia) lub wiary (na słowo), co jest, np. dla sceptyka, wysoce niekomfortową sytuacją.
Jeszcze gorzej jest z winą. Językoznawca, prawnik, etyk i prosty człowiek sprzed telewizora używają tego samego terminu nie bacząc, że każdy z nich, akceptując wyłączność znaczenia do którego się przyzwyczaił, mówi coś zupełnie innego. Wina jednego, nie jest winą drugiego, nie jest winą trzeciego. Bo jakże. Nie wiadomo jaka jest przyczyna tego skandalu, jeszcze mniej wiadomo, kogo można (o ile można) obarczyć za powyższy stan rzeczy winą. Uwikłani w sieć pojęć niejednoznacznych, nieprzystawalnych i (ogólnie rzecz biorąc) mętnych, pozostajemy bezradni.
Aby nie wpaść w zamęt, skierujmy się, dla odmiany, na tor anegdotyczny. Związki przyczynowo-skutkowe dają się nader łatwo zastąpić koncepcją winy. Elster, cytując Зияющие высоты Zinowiewa (Aleksandra Aleksandrowicza) nie mógł przewidzieć, że ten wkrótce oszaleje do tego stopnia, że będzie wstyd się na niego powoływać. Ostatnie 15 lat życia i działalności Zinowiewa sprawiły, że wymazaliśmy go zupełnie, nie tylko jego niekwestionowany geniusz, ale również osobę. Kto by jeszcze przed ćwierćwieczem pomyślał. Trochę szkoda. Bo poruszając się po wytyczonej (onegdaj) przez nigo ścieżce możemy dobrnąć do „Les Orangers du Lac Balaton“ Maurice Duvergera i sobie przeczytać:
„Za czasów rządów stalinisty Rákosiego światłe węgierskie przywództwo podjęło uchwałę o utworzeniu na brzegu Balatonu plantacji drzewek pomarańczowych. Jezioro Balaton, mimo że posiada dobroczynny, łagodzący wpływ na kontynentalny klimat równiny panońskiej, nadając szczególnie osłoniętemu od mroźnych, północnych wiatrów wybrzeżu śródziemnomorski charakter, zwykło każdej zimy zamarzać. Agronom, któremu partia powierzyła odpowiedzialne zadanie, miał odwagę cywilną wskazać na ten niekorzystny aspekt, wróżąc przedsięwzięciu nieuniknione fiasko. Na próżno. Partia, działając w oparciu o naukowe podstawy historycznego materializmu nie mogła się (w przeciwieństwie do agronoma) pomylić. Ministerstwo rolnictwa zakupiło (płacąc bezcennymi dewizami) tysiące sadzonek i drzewka zostały posadzone. Po czym – zgodnie z przewidywaniami sceptyka – wszystkie wymarzły. Agronom zaś został zaaresztowany, oskarżony o sabotaż i postawiony przed sądem. I naturalnie skazany. Sąd przychylił się bowiem do argumentacji oskarżenia twierdzącego, że zademonstrowane przez niego swego czasu krytykanctwo dowodzi niezbicie, że zamierzał sabotować decyzję biura politycznego. A skoro na czele od początku stał sabotażysta i malkontent, to nic dziwnego, że przedsięwzięcie zakończyło się fiaskiem.
Warto, naprawdę warto, pamiętać tę historię, gdy dobiega do nas codzienny szum i pokrzykiwania poszukujących winnego. Jak również wówczas, gdy nam coś – w naszych oczach zasłużenie, bądź niezasłużenie – nagle, niespodziewanie spada na plecy.
Jesień potrafi przynieść, poza nieprzyjemną pogodą, rzeczy przerażające.
——-
/napisane - w ogólnych zarysach - chyba w 2009/
Czymże są gaje pomarańczowe nad Balatonem wobec plantacji kawy na Podkarpaciu i pól ryżowych na Dolnym Śląsku?
Rákosi tylko czerpał z Trofima Łysenki. W Polsce myśl tę wdrażał skądinąd znany profesor Pieniążek. Miękką odmianą Łysenki był Miczurin.
Niespodzianki. Nie wiedziałem, że Zinowiew zdziwaczał z czasem. I myślałem, że Pieniążek był solidnym i zasłużonym specjalistą. A może był – i trzeba odróżnić Pieniążka młodego od Pieniążka dojrzałego?
Tak czy inaczej, reakcja żony (w artykule z kolekcji Krzemińskiego) przepiękna. Chyba założę firmę Czyszczenie przeszłości na sucho.
Andsolu, z tego co mi mówiono, Pieniążek zniszczył tradycyjne nasze sady jabłoniowe, dzięki niemu nie ma już prawdziwych koszteli, jaśniepańskich, malinówek, antonówek, jabłek żelaznych i innych, zamiast tego pojawiła się produkcja przemysłowa jabłek o różnych nazwach, ale które wszystkie smakują tak samo. Dla mnie wielka szkoda. W tym roku nie udało mi się ani razu kupić prawdziwych koszteli, a te które je udają mają tylko tę samą nazwę. Nie wiem, może było warto, te nowe są wielkie i piękne, ale smaków z dzieciństwa jakoś mi żal.
@babilas:
W ogóle, początki hodowli ryżu w Europie nadają się na historię tragiczną. A przecież wtedy Łysenki jeszcze nie było…
pak4: Spróbuj jakoś oddać ten tragizm własnymi słowami (niechby i w krótkim omówieniu) albo choć odesłaniem do źródła? Skoro dramat, to niech ma swojego Szekspira…
(/nerd mode on) A tak swoją drogą: hodowli czy uprawy? (/nerd mode off)
AndSol: O Pieniążku (młodym?) pisze dość cierpko Dąbrowska w „Dziennikach”:
I dalej:
@ babilas – z kontekstu wynika, że autorowi raczej chodzi o uprawę. Aczkolwiek zabiegi związane z aklimatyzacją czy uzyskaniem nowych odmian to hodowla (ang. breeding).
http://pl.wikipedia.org/wiki/Hodowla_roślin
Mnie zastanawia najbardziej ten Zinowiew, który oszalał. Dlaczego oszalał? Dlaczego był geniuszem? Co to za książka, o której wspomina Telemach? Książka nie daje się wyguglać, Zinowiew się wprawdzie daje, ale wpis w Pedii bardzo skąpy.
Andrzej Bieńkowski: Już nie przesadzaj: książka jest jak najbardziej guglalna oraz czytalna. Dobry biogram Zinowiewa masz natomiast tutaj.
kwik: Kontekst kontekstem, ale Vialone Nano, Arborio, Carnaroli czy Baldo z niczego się nie wzięły: trzeba je było wpierw wyhodować, żeby można było uprawiać. To może tam się działy te dramaty, na poziomie mitochondrialnym? Ale żarty na bok, ja naprawdę czekam na mroczne historie Sforzów na polach ryżowych. PAK’u przybywaj!
Andrzej Bieńkowski: skan tych dwóch stroniczek chyba przekaże Ci smak „Przepastnych wyżyn”.
@Babilas: dziękuję
@Andsol: dziękuję
Z telemachem raczej nie wiadomo, czy nie trzymają go się żarty i czy „dzieła” nie wymyślił. „Przepastne” to lepsza wskazówka niż „ziejące” chociaż yawning to chyba bardziej ziejące. Czy ta książka została przetłumaczona na polski?
„Z telemachem raczej nie wiadomo, czy nie trzymają go się żarty i czy „dzieła” nie wymyślił”
No wiesz, przecież nawet w amazonie jest jak poszukać. ;-)
A poza tym ma konto na fejsbuku i 15 friendsów, więc musi istnieć.
http://www.facebook.com/pages/Alexander-Zinoviev/110636222289974
Oryginalny zwrot frazeologiczny to „зияющая бездна”
czyli przepastna otchłań, a więc zgodnie z przewrotną intencją autora tytuł w przekładzie na polski brzmi: „Przepastne wyżyny”.
@babilas:
Bodaj u Maguelonne Toussaint-Samat (Historia naturalna i moralna jedzenia) czytałem (książki już nie mam), że ryż wprowadzano w różnych miejscach, zawsze podmokłych (wiadomo, wymagania rośliny…). Oznaczało to, że skierowani do uprawy rolnicy umierali masowo na malarię.
(Uprawy, uprawy, rzecz jasna.)
Że Pieniążek był łysenkistą, to rzecz nie nowa. Ale nie obarczałbym go odpowiedzialnością za wymarcie lokalnych odmian jabłek. To proces ogólnoświatowy, handel wszędzie domaga się owoców, które ładnie wyglądają, dobrze znoszą transport a smak ich odpowiadają gustom uśrednionego konsumenta.
pak4: No tak, malaria. Jasne. A na marginesie, warto tę Historię naturalną i moralną… przeczytać? Bo znalazłem bardzo kaustyczną recenzję:
amatil: Ja Pieniążka nawet trochę rozumiem. Lata 1938-46 spędził w USA. Po powrocie do Polski aby nie zostać amerykańskim szpiegiem musiał znadgorliwieć i zczerwienieć.
Amatil, masz oczywiście rację, to proces ogólnoświatowy. Problem mają tylko takie dinozaury jak ja , które nie potrafią się „uśrednić”. Kiedyś było łatwiej, bo „uśredniacze” byli nieudolni, bezrozumni i prymitywni, mogli próbować sadzić drzewka pomarańczowe nad Balatonem, albo siać pszenicę na Syberii, natura sama pokazywała gdzie ich miejsce. Teraz, kiedy „handel wszędzie domaga się” takich samych owoców, takich samych ubrań, takich samych programów telewizyjnych, takiej samej muzyki, książek i rozmaitych gadgetów, jak mają bronić się „dinozaury”? Boję się, że zostaje im tylko wycofać się, wkrótce wymrą i zostanie wielki, szczęśliwy, uśredniony świat.
@amatil:
„handel wszędzie domaga się owoców, które ładnie wyglądają, dobrze znoszą transport a smak ich odpowiadają gustom uśrednionego konsumenta.”
A to ciekawe. Kto to jest ten „handel”? Bo rozumiem, że skoro może się domagać, to obdarzony jest świadomością, wolą i zdolnością autorefleksji – no i rozróżniania dobrego na krótką metę, od złego na metę dłuższą. A jeśli obdarzony jest ten handel tymi wszystkimi cechami, to wynika z nich jeszcze jedna: odpowiedzialność za skutki tego czego się domaga.
Napisz proszę kto to jest i dlaczego się domaga. I jeszcze do czego jest mu to nasze nieszczęście polegające na coraz bardziej jałowej i ujednolicownej rzeczywistości do szczęścia potrzebne.
Mona, mówisz jakbyś nie wiedziała, że wszyscy jesteśmy handlem.
A przecież wiesz, nieprawdaż? Czyja to wina?
Kontestowanie zastanej rzeczywistości to radosna samoświatomość, a nie podróż w bydlęcym wagonie do nieodwiedzanego muzeum. ;)
Tu nie ma rozwoju i nie ma dinozaurów.
Przepraszam za kaznodziejskie wtrącenia, ale powiało grozą i się wystraszyłem.
Aktualne do wpisu” O krukach i ludziach. Temat bieżący” http://www.gdos.gov.pl/News/view/3204/Odstrzal_kruka_wrony_i_sroki_wstrzymany
Protesty pomogły :)
niemożność przeprowadzenia dowodu dotyczącego słuszności stawia przed alternatywą zwątpienia (bez uzasadnienia) lub wiary (na słowo), co jest, np. dla sceptyka, wysoce niekomfortową sytuacją.
Dla sceptyka taki stan rzeczy jest normą. Dyskomfort odczują tu dogmatycy czy inni absolutyści.
Panie Hoko: bardzo mnie zaintrygował Pana komentarz. Z jednej strony trudno odmówić Panu racji, bo istotnie zwątpienie jest istotą sceptycyzmu. Z drugiej strony największemu nawet sceptykowi potrzebne są przesłanki konieczne do uruchomienia procesu. Ktoś, kto wątpi we wszystko, bez dostrzegalnej konieczności i powodu, uznawany jest powszechnie nie tyle za sceptyka, co za, przepraszam za słowo, biednego idiotę. Słusznie, bo totalne zwątpienie kłóci się z tokiem ludzkiej egzystencji.
Myślę, że nieuzasadnione niczy, a dotyczące wszystkiego m zwątpienie (wątpię, bo co prawda nie mam powodu, ale jako sceptyk muszę i już) prowadzi do wysoce niekomfortowej sytuacji dla wątpiącego. No bo i niech Pan pomyśli: otwieram portfel i wątpię, czy znalezione w nim pieniądze należą do mnie, budzę się rano i wątpię, czy ta pani obok mnie to faktycznie moja żona, piszę ten komentarz i ogarnia mnie wątpliwość, czy piszę. A może nie piszę? A może Pana nie ma? A może mnie nie ma? Tak nie można żyć proszę Pana.
Szanowny Panie Theo,
całkowite zwątpienie jako miejsce stałego pobytu to może i powód do otrzymania ww. etykiety, choć mam wątpliwości czy w takim stanie w ogóle można dłużej przebywać.
Niemniej chwilowa wizyta może być wielce pouczająca i prowadzić do obserwacji: jaki jest mój pierwszy krok z tego miejsca.
Mnie zawsze ciekawiło w co ludzie nie chcą zwątpić i dlaczego.
Pozdrawiam.
@mona
Jerzy Fryderyk Handel, taki kompozytor oczywiście.
@amatil: to jest zabawna odpowiedź, ale refleksje mam mimo to smutne. Sposób w jaki użyłeś tego pojęcia zaciera odpowiedzialność za to co złe. Bo to nie handel się domaga, tylko bezmyślna chciwość zwana przez ogłupiających maksymalizacją zysku, a przez ogłupianych oszczędnością. To, że ta ślepa ulica prowadzi nas do życia coraz uboższego, zunifikowanego i pełnego uzależnień jest faktem.Niechętnie wskazujemy palcem czyja bezmyślność i chciwość ten fakt umożliwia, łatwiej mówić o handlu, który się domaga. A to nie handel, tylko Kowalski który musi zarobić na drugą plazmę i Wiśniewski, który musi oszczędzić na badziewiowate wakacje w gettcie dla proloturystów w Tunezji wspólnymi siłami doprowadzają do sytuacji, w której jemy rzeczy bez smaku i wartości.
wonderful post, very informative. I wonder why the other experts of this sector don’t notice this. You must continue your writing. I am sure, you’ve a great readers’ base already!