Analiza bajki Ignacego Krasickiego pt. „Kruk i lis”
10 lutego, 2011
Zamiast wstępu
„Kruk i lis“ jest piękną i pouczającą bajką ściągniętą przez naszego, a zatem wybitnego bajkopisarza Ignacego Krasickiego herbu Rogala od francuskiego, a zatem mniej wybitnego niż Krasicki, bajkopisarza Jana de La Fontaine. De La Fontaine nie powinien się jednak skarżyć, bo sam brutalnie ściągnął od Ezopa, o którym znowu Arystofanes napisał, że był rzadkiej klasy głupkiem, bo kto w końcu udaje się do świątyni Delfickiej, aby tam dopuszczać się bluźnierstw? A potem utyskuje gdy przyjdzie ponieść konsekwencje? Ale o tym może kiedy indziej.
O autorze
Ignacy Krasicki był księdzem, cóż, zawód jak każdy inny i nie powinno to wpływać na ocenę jego twórczości. Zaprzyjaźnił się w młodości z niejakim Poniatowskim, który dziwnym trafem potem został królem. Dzięki temu, dla Krasickiego nader (a dla kraju mniej) korzystnemu zbiegowi okoliczności okazało się, że ksiądz Ignacy zasługuje na tytuł księcia, posadę senatora i biskupstwo warmińskie. Krasicki – uważany zwyczajowo przez podręczniki dla dziatwy za wzór oświeceniowego patrioty – miał dużą łatwość w nawiązywaniu przyjaźni z królami. Po rozbiorach zapłonął odwzajemnionym uczuciem do Fryderyka II Hohenzollerna i przeprowadził się do Berlina, gdzie też zmarł. O czym, poświęcone głównie palącemu zagadnieniu gastronomii czwartkowej polskie opracowania z reguły milczą. Bo jakże tak, ojczyzna cierpi pod knutem, a patriota jest przyjacielem od serca i powiernikiem zaborcy? Przyjmując z jego rąk nagrody i odznaczenia? No właśnie.
O utworze
Bajka „Kruk i lis“ jest tylko z pozoru utworem zupełnie pozbawionym elementarnej logiki. Obaj protagoniści zachowują się dziwnie, co może, ale nie musi dziwić zważywszy, że żaden z autorów nie posiadał odpowiedniego wykształcenia. Kruk (corvus corax) siedzi na drzewie (co jest możliwe) trzymając w dziobie duży, dorodny ser (co jest zupełnie nieprawdopodobne). Lis (prawdopodobnie Lis rudy, vulpes vulpes) przemawia do kruka ludzkim głosem, ha, ha. Prawdopodobieństwa, że tak mogło być, nie mamy zamiaru komentować. Aby skutecznie odwrócić uwagę czytelnika od oczywistych nonsensów, autor zaczyna bajkę od morału, który w zasadzie powinien być na końcu. Sugerowany przez autora morał brzmi:
„ bywa często zwiedzionym,
kto lubi być chwalonym“
W dalszym przebiegu (krótkiego na szczęście) utworu, lis wychwala pod niebiosa przepiękny (jakoby) głos kruka, ten zaś, uwierzywszy łatwowiernie pochlebcy, zaczyna wyśpiewywać co mu ślina przyniesie. Ser wypada z kruczego dzioba, stając się łatwym łupem rudego, nie wahajmy się użyć kolokwializmu, rzezimieszka. Po co lisowi (odżywiającemu się w zasadzie padliną i małymi zwierzętami) potrzebny jest ser, autor dyskretnie nie wspomina, może to i lepiej. Pewnie na handel.
Prawdziwy (czyli ukryty) sens bajki objawia się uważnemu czytelnikowi dopiero po głębszym zastanowieniu i skojarzeniu pozornie odległych faktów. Pochlebstwo – o ile zainteresowani jesteśmy serem, biskupstwem, tytułem książęcym, polskim bądź pruskim orderem lub nawet jedynie godnością senatora (niepotrzebne skreślić) – najzwyczajniej popłaca.
Dobra rada.
Autor stanowczo odradza młodzieży szkolnej skonfrontowanej z niewdzięcznym zadaniem napisania wypracowania na temat „Analiza bajki Ignacego Krasickiego „Kruk i lis”“ odpisywanie i podawanie odpisanego tekstu jako własny. Mimo iż przedstawione powyżej fakty są prawdziwe, jak również właśnie dlatego.
Cynizm Telemacha zaczyna powoli być oburzający. Wyjaśnijmy może, jak było naprawdę.
Pożądający pasztetówk… tfu, pożądający que sera, sera Lis jest zorientowany przyszłościowo, wie gdzie fanty, granty i kuranty. Kruk jest reprezentantem na szczęście odchodzącego w przeszłość pokolenia naiwnie wierzącego w słowo. Przebieg i wynik akcji jest w gruncie rzeczy od początku jasny. A młodzież…
No nie, nie oddajmy młodzieży w łapy cyników. A nuż jeszcze myśleniem zarażą…
przedstawione powyżej fakty są prawdziwe
Chodzi o fakty przedstawione (powyżej) w bajce?
PS. Bobiku, nie zaczyna i nie powoli :)
Może, może, ale z szybkich to ja pamiętam Billa, nie Telemacha. ;)
A ogólną ogólnością tak się zasugerowałem, że sam chyba wątek bajkowy pociągnę u siebie. :-)
Na ośle jechał Meksykanin, a obok biegł pies. Meksykanin się śpieszył, więc zaczął lać osła, aż ten w pewnym momencie stanął, odwrócił w kierunku jeźdźca pysk i powiedział: „Jak mnie jeszcze raz uderzysz, to nie pójdę ani jednego kroku więcej”. Przerażony Meksykanin mało z emocji nie spadł z tego osła, i tylko zdołał wystękać: „Pierwszy raz słyszę, aby osioł mówił ludzkim głosem”.
„Ja też” – mruknął z boku pies.
Nie wiem zupełnie dlaczego, ale mam wrażenie, że Torlin odpowiedział Logosowi jednak zbyt brutalnie. Teraz Logos powinien chyba napisać „aluzju paniał” ;)
@Logos: sugerujesz, że autor mija się z prawdą, co mnie osobiście nie dziwi. Ale jeśli sugerujesz, to powinieneś moim zdaniem dla nas maluczkich napisać pod jakim względem i w którym miejscu. Inaczej zarzut wisi w powietrzu i nieładnie pachnie. I pozostaje wrażenie, że reagujesz alergicznie i bez namysłu.
„Ignacy Krasicki był księdzem, cóż, zawód jak każdy inny….”
Hm..Chyba jednak „perks” przewyzszaja tutaj srednia krajowa jakis tysiac razy. Co jak wiadomo sie nie opodatkowuje.
@Torlin
Facet siedzi w lokalnym pubie i popija piwo. Nagle drzwi sie otwieraja i wchodzi kon. Zamawia setke, barman nalewa, kon wypija i wybiega. Facet w szoku. Patrzy na barmana i mowi-„pierwszy raz w zyciu widze, zeby kon tak sobie wszedl do pubu, wypil i po prostu wyszedl”. „Ja tez – mowi barman – ” do tej pory zawsze placil”.
Telemachu!
Porywczy komentatorzy kompletnie nie zrozumieli do czego pijesz. Rozumiem, że krótkim niebawem dowiemy się jak Ignacy znosił dietę i zbożówkę oraz w jaki dzień tygodnia. Wschodnia schizma była już wówczas kawiorowa i dla tegoż kawioru warto było być prezbiterą. I z braku umiejętności śpiewu Ignacy musiał znosić niedożywienie będące jedną z przyczyn śmierci. Morał z bajki jest całkiem inny niż wyżej:
ucz się języków wszystkich sąsiadów, bo nigdy nie wiesz czyj stół będzie smaczniejszy od ojcowego.
staruszek
Właśnie. Zdarza mi się to wiele razy dziennie. Strach pisać.
Przecież to oczywiste, że fakty prawdziwe to te z życia Krasickiego, a nieprawdziwe to te z jego bajki.
„komentatorzy kompletnie nie zrozumieli do czego pijesz. Zdarza mi się to wiele razy dziennie.
Naprawdę? Czy aby na pewno jest to fakt prawdziwy?
Wygląda na to że staruszek pije każdego dnia. Mało tego: każdego dnia komentatorzy kompletnie nie rozumieją do czego on pije. Ale akurat dlaczego to się zdarza Telemachowi? Ciekawe, a nawet dziwne… Ale nic dziwnego, że mu strach pisać ;)
Oj, tam!!! Po cóż od razu spierać się o fakty i rozstrzygać o ich prawdziwości. Ważne jest, jak się czyta i jakie emocje wywołuje Telemach swoimi tekstami.
W jakimś stopniu intencje PT Autora stają się drugorzędne wobec tego, co roi się w naszych głowach… znaczy się głowach PT Czytelników.
Fakty nieprawdziwe – jaki cudowny oksymoron.
Torlinie, to może jest oksymoron, lecz nie ma pewności, czy piękny. Nasza narodowa tożsamość opiera się (w licznych przypadkach) na kamykach zwanych przez nas „faktami historycznymi”, te jednak, po bliskim przyjrzeniu się, okazują się być spetryfikowanymi memami. Którym nadano rangę faktów.
Więc co zrobić z tym zjawiskiem? Uznane powszechnie jako fakt, odnotowane jako fakt, zaakceptowane jako fakt, funkcjonuje jako fakt.
Tyle, że jak pogrzebać głębiej, to okazuje się, że to wierutna bzdura na kółkach. Wymyślona gdzieś po drodze przez obdarzonych inwencją twórców historii.
Telemachu, przepraszam.
Zachciało mi się głupich testów.
Ależ Telemachu!
Strach jest dobrym motywatorem do działania.
Tego straszenia mego dosyć.
Z Krasickim wiąże moja pamięć nastepujacą scenkę.
Idzie biedak z z zabiedzonym psem. I litościwy przechodzeń rzuca ochłap psu. I pies idzie za swoim nowym panem.
Staruszek pije nawet za mało.
Odwodnienie jest groźne dla mózgu.
Składam wyrazy uznania dla Gospodarza.
I wszystkich gorącym patriotom za granicami zmartwionym tym co w granicach, życzę smacznego.
skoro Pan Telemach jest tak obeznany, to może wytłumaczy dziatwie co to jest; „Dajmonion” ?
Nieprawdziwość faktów historycznych żadnemu narodowi nie przeszkadza w przerabianiu ich na fakty społeczne. Różnice są tylko w skali tych przeróbek. Jeden naród uprawia drobne chałupnictwo, a drugi taśmowo wypuszcza kolejne uprawdziwione fakty. Albo ich przejrzane i poprawione wersje.
Mitologia narodowa jest czymś powszechnym z tym tylko, że nasze mity są prawdziwe, a ichnie są czystym wymysłem. I tu przypomina mi się sławetna scena z filmu Sami swoi: Pawlak siedzi już na wozie, by dojechać do sądu. Podchodzi babcia i podaje mu dwa granaty. Gdy ten nie chce ich wziąć mówi do niego:
– Sądy sądami, ale sprawiedliwość musi być po naszej stronie.
Kruk, lis, biskup… Salma Hayek?
Trudno nie zgodzić się z Bobikiem. Różnica też obajwia się w tym, że niektóre narody potrafią się do tych wyprodukowanych faktów przywiązać bardziej, inne zaś mniej. Niektóre wyciągają z nich daleko idące wnioski na temat własnej wyższości i nurzają się w nich, nieraz ze skutkiem śmiertelnym. O niektórych zaś faktach lepiej nie wspominać, bo czy na ten przykład ktoś się kiedyś w szkole uczył na temt „co zawdzięczamy naszym ciemiężycielom”?.
Jest w Warszawie taki plac, co się nazywa Placem Starynkiewicza. Konia z rzędem temu, kto uzyska od przechodzącego tym placem informacje któż ów Sokrat (a nie wiem dlaczego wikipedia nazywa go Sokratesem) Starynkiewicz był. A był on rosyjskim prezydentem miasta, za którego rządów miasto zostało skanalizowane, z czego korzysta do dziś. Nie żebym twierdziła, że potrzebne były rozbiory, aby warszawiacy przestali wylewać nocniki za okno, ale Sokrat jakoś się w pamięci powszechniej nie zapisał. Bardzo fajne jest, ze ma chociaż swój plac.
Za to jak spytać o Most Poniatowskiego to wszyscy wiedzą, że to ten, co wskoczył na koniu do rzeki i rzecz jasna bohatersko. Dlaczego bardziej lubimy ginać w nurtach Elstery niż korzystać z kąpieli w wannie? Ha.
Ta analiza wydała mi się tak przekonująca, że nie mając pewności, jak można bajkę o lisie i kruku wyłożyć inaczej, odszukałam ortodoksyjną interpretację. Zasadniczo jest ona, zdaje się, taka, że świat jest niefajny, pełen ludzi głupich i naiwnych albo chytrych i podstępnych (przy czym nie rozstrzyga się, czy jest to podział wyczerpujący). Autorowi przypisuje się, bez żadnego namysłu, pozycję kogoś, kto na ten świat patrzy z zewnątrz, z troską i/lub przyganą.
Wykładnia Telemachowa ma nad ortodoksyjną wśród wielu także i tę przewagę, że można z niej wyciągnąć wnioski praktyczne ;-)
(Swoją drogą, najdroższa, nigdy o tym nie pomyślałam – czy to nie jest trochę zabawne, że nazwiskiem kogoś, kto wskoczył do rzeki i utonął, nazywa się most?)
Pytanie praktyczne: czy kruk może w ogóle otwierać dziób do lisa?
@jesień fetyszysty
to oczywiste (ws. nazwa mostu) – nie ma co skakać i się topić jak TenOn bo jest most.
@jesień
On był wpadł do rzeki bez skakania. Gdyby to był dowcip do byłby naprawdę śmieszny :)
@ lebowski
Jakoś trudno mi uwierzyć, żeby polscy nazywacze mostów tak trzeźwo myśleli ;-)
@ najdroższa
Wikipedia mówi:
19 października […] Poniatowski wykonywał swój ostatni rozkaz – osłonę odwrotu armii francuskiej. Mając za sobą przedwcześnie wysadzony most na Elsterze, znowu ciężko raniony, rzucił się z koniem do wezbranej rzeki i został omyłkowo ostrzelany przez Francuzów stojących na drugim brzegu. Czyli, o ile wikipedia nie kłamie, czego nie jestem w stanie stwierdzić, bo zawsze byłam kiepska z historii, jak najbardziej ze skakaniem :-)
@jesień
trochę inaczej pisze o tym Stomma w „Polskich złudzeniach narodowych” :
” … Kiedy dotarł do brzegu Elstery był już półprzytomny. Przeprawa stanowiła jednak jedyną szansę uniknięcia niewoli. Osunął się z koniem do rzeki, której przebrnięcie utrudniały dryfujące trupy ludzkie i końskie,(…) Będąc już w nurcie albo stracił przytomność, albo otrzymał kolejny postrzał. Spadł z konia i zniknął pod wodą.”
Tak że moze on i skoczył, tyle, że nie wykonał straceńczego gestu tylko usiłował uciekać, co wydaje mi się, było dość rozsądne w tamtych okolicznościach. Tyle, że się mało nadaje na „prawdziwy fakt historyczny” :)
O. Dziękuję :-)
Ciekawe, czy nazywacze mostów mieli świadomość tego, że Poniatowski był prawdopodobnie bardziej rozsądny, niż na to „prawdziwe fakty historyczne” wskazują. Albo czy gdyby mieli, toby most nazwali, jak nazwali. Ten dowcip ma, jak się okazuje, kilka warstw.
Co do nazw to ostatnio podróżując po Polsce trafiłem na trzy, które związane są z rondami:
– w Sosnowcu Rondo im. Edwarda Gierka
– w Lublińcu Rondo im. Lecha Wałęsy
– w Sieradzu Rondo im. Lecha Kaczyńskiego
I to są fakty. Reszta, czyli uzasadnienia dla nazwania tych rond właśnie tymi imionami, zasługi prawdziwe i wydumane przywołanych osób to już pomieszanie faktów i mniemań… mitologia:-)
Tylko że wtedy Telemachu będziemy mieli taką sytuację, jak pisałem u siebie – że nie ma w ogóle żadnych „faktów historycznych”, istnieje tylko interpretacja. I o tym dyskutowaliśmy u mnie. Nie ma co powtarzać wszystkich argumentów za i przeciw.
@caddicus
Interesujące. Wynika, że ronda są bardziej nowoczesne.
Czy orientujesz się może, w którą stronę pokonuje się angielskie ronda? Czy mają jakieś (jakie) nazwy?
@all: widzę, że przeoczyłem interesującą dyskusję. jaka szkoda, jaka szkoda, od bloga nie można się nawet na chwilę oddalić, nigdy nie wiadomo co się stanie. Wszystkim z całego serca dziękuję za wkład.
@logos: nie wiem tak do końca o co chodzi, ale przeprosiny przyjmuję i sam przepraszam.
@pańcia: w sensie takim jak to (podobno) widział Sokrates, czyli przeciwieństwo Logosa/Logosu, czy też raczej w plutarchowej permutacji? Jest różnica.
@najdroższa: nazewnictwo z historycznymi konotacjami zawiera potencjalnie dużo pułapek, ale czasem bywa też wynikiem czyjegoś gorzkiego poczucia humoru. mam przyjaciół, którzy nazwali onegdaj swe małe biuro podróży „Titanic Reisen”, obecnie to cała sieć i prosperuje. Mojego pomysłu na „Ikar Airlines” jeszcze niestety nikt nie zrealizował. Podobnie jak nikt nie odważył się na nazwanie nowej kolekcji koszul imieniem Dejaniry. Ale wszystko przed nami.
@torlin: obawiam się, że fakty jednak są. Faktem jest np. że podpisano porozumienia sierpniowe. W Gdańsku podpisano je 31.8.1981. Co tu interpretować? Czym tak naprawdę były? Można. Ale fakt pozostanie faktem, interpretacji podlegają jedynie geneza, zasięg, znaczenie.
@caddicus: ronda są interesujące.
@cmss: zdecydowanie Selma Hayek.
@jesień: proszę o przemyślenie sensu publicznego wyciągania wniosków praktycznych z moich wykładni. Nie wiadomo, do czego to może (poza obrazą publicznej moralności) doprowadzić. Proszę rozważyć, czy nie lepiej wyciągać te wnioski w prywatnym zaciszu ogniska.
@lebowski: nad pytaniem praktycznym musimy się zastanowić. Wbrew pozorom, wcale nie takie proste.
@lebowski
Raza próbowałem i przyznam, że to bardzo karkołomne. Udało się bez kolizji… oczywiście jeździ się po angielski rondach zgodnie ze ruchem wskazówek zegara