Prawdziwa historia nr. 1
1 lutego, 2011
W głębi domostwa trzasnęły drzwi porwane nagłym przeciągiem. Gałęzie rosnącej tuż przy domu lipy biły o okiennice. Johann Wolfgang usiłował nieporadnie rozpiąć haftki i guziki łączące części kobiecej bielizny, których nazwy nawet nie znał.
– Chwilo – powiedział – trwaj wiecznie, jesteś taka piękna.
– Wykluczone – odparła Chwila. – W każdej chwili może tu ktoś wejść.
Po czym zerwała się z szezląga, wygładziła suknię i z trzewiczkami w ręku, idiotycznie chichocząc, rzuciła się do ucieczki.
Rozsiewane potem przez poniektórych lekkomyślnych biografów pogłoski, jakoby to ona miała wielkiego poetę zarazić nieładną chorobą, należy – wobec braku jakichkolwiek dowodów – traktować jako pozbawione wszelkiego uzasadnienia spekulacje. W przeciwieństwie do trwającej 53 lata wielkiej przyjaźni łączącej Johanna Wolfganga z Wielkim Księciem Karolem Augustem von Sachsen-Weimar-Eisenach będącej historycznym faktem. Który to znowuż książę, strachliwy i mało stanowczy, zadłużony po uszy i w ogóle według ówczesnych kryteriów raczej marny władca, przysłużył się ludzkości jako mecenas zjawiska nazwanego przez potomnych „złotą epoką weimarską“ .Tego fragmentu niemieckiego romantyzmu, bez którego niemożliwe byłoby powstanie ogólnoniemieckiej tożsamości i okrzepnięcie niemieckiego nacjonalizmu w II połowie XIX wieku. Bez którego to okrzepnięcia, niewyobrażalnym byłaby ogólnonarodowa akceptacja pruskiego militaryzmu w dekadach poprzedzających I wojnę światową. Jest trudnym do zaprzeczenia i ogólnie znanym truizmem, że bez pierwszej wojny światowej, nie byłoby drugiej. A bez drugiej, jej wszystkich – jakże (łagodnie mówiąc) niekorzystnych dla naszej umiłowanej ojczyzny następstw.
Prawdopodobnie w antycypacji przyszłych wypadków Karol August, Książę (wówczas jeszcze zarówno nie wielki, jak i niewielki) von Sachsen-Weimar-Eisenach, został odznaczony najwyższym polskim odznaczeniem, Orderem Orła Białego. Było to we wrześniu roku 1763. Karolek dostał order na swoje szóste urodziny i bawił się nim do wczesnych godzin wieczornych, zanim go ostatecznie nie zgubił w ogrodzie.
Rozumiem, że zagadka tragikomedii pt. Panzerfaust cz. I i II została rozwiązana. Proponuję „Piekło” niejakiego Dantego, z uwzględnieniem tak interesującej i jakże często pomijanej kwestii katastrofy smoleńskiej.
Mówiło się onegdaj na mieście, że i Nikołaj Nikołajewicz Nowosilcow był zagubił swój Order Orła Białego przyznan mu za zasługi dla pożytku Rzeczypospolitej Polskiej poniesione. A dzieckiem, jako Karolek, już on nie był. Gadu, gadu … Zagubił, albo nie zagubił, może mu wykradziono? Filareci może? Albo Filomaci? Albo oniż pospołu czyn ten takoż dla pożytku jakiego popełnili?
Dlaczego zostałeś Tentelemachem?
@October: w zasadzie, to w głowie się nie mieści, że to odznaczenie stanowi przedmiot czyjegokolwiek pożądania, pomijając już, że w czasach saskich order był sprzedawany przez Bruehla, pod koniec (wobec braku zainteresowanych) każdemu chętnemu, za zupełnie symboliczną sumę, to potem odznaczono nim wszystkich Targowiczan (nie, to jeszcze nie zaborca odznaczał, lecz pomazaniec polskiej szlachty), a co gorsza Katarzynę Wielką i jej wszystkich faworytów.
A potem już poszło z górki, nawet Nowosilcow dostał.Podobnie jak nieomal każdy namiestnik z nadania carskiego.
W zasadzie (pełna) lista odznaczonych „czyta się” jak rejestr największych zdrajców, przekupniów i łajdaków. Być może dlatego jest ona (przeważnie) publikowana jedynie wybiórczo.
Pewną ciekawostką jest to, że po restytucji Orderu w 1919 nadań chybionych nigdy nie anulowano, tak że Nowosilcow dalej jest (choć pośmiertnie) kawalerem i każdy nowo obdarowany znajduje się automatycznie w jego towarzystwie. Więcej: do szacownego grona doszły w latach 1919-39 dalsze świetliste postaci a pomiędzy nimi Benito Mussolini i szef rumuńskich faszystów Wiktori Antonescu.
I daj się tu człowieku odznaczyć. Strach się bać.
@torlin: Tentelemachem zostałem już dawno temu (tylko) na użytek Bloxa, bo Telemach był (przez jakąś złośliwą kanalię, bez wątpienia) zajęty. Ponieważ chciałem zaznaczyć, że to mimo wszystko ja, napisałem ten telemach. Spacji nie wolno było – i wyszło jak wyszło.
Tak że Twoje pytanie powinno brzmieć raczej: dlaczego zostałeś tym telemachem?
Szezlong :). Tani szezlong – szezlong za szeląg.
Szezląg jest ok. Nie ląkajmy się dobrych spolszczeń.
nameste:
http://www.female.pl/artykul/6836/Szezl%C4%85g-w-eleganckiej-oprawie.html
Ale nie jestem sam! :)
Poprawię.
@kwik:
@nameste:
To ja teraz nie wiem. Chyba odprawię (raz poprawione).
Jaka piękna katastrofa. Przyznam, jestem trochę skonfundowany (żeby użyć jakiegoś dziwoląga).
Szezlong z szezlągiem koegzystują, szezląg prowadzi jednak żywot niszowy. Co na to (dalsze) autorytety? Pomoże ktoś (w razie czego) zorganizować plebiscyt? Czym się różni dobre spolszczenie od złego? Pytania
Uciekła, idiotycznie chichocząc na myśl o bieliźnie.
@telemach: chaise longue
A więc szezlong jest dobrym spolszczeniem, a szezląg niezabardzo (no bo co, coś się lęgnie na szezlągu?)
Również i mnie zdarzyło się kiedyś napisać tango miląga ;)
Mimo to trzymałbym się szezlonga – zawsze to jest lepiej kiedy krzesło jest dłuższe niż krótsze… przynajmniej w takich newralgicznym momencie, w jakim znalazł się Johann z Chwilą (w Chwili?)
Swoją drogą jestem ciekaw, czy Mistrz nadal upierałby się przy tym jej wiecznym trwaniu, kiedy Chwila rzeczywiście stałaby się już wiekowa.
@ nameste – ale sam wrzucasz szeląga, który jest dobrze spolszczonym schillingiem.
@kwik – no wiesz, „z”. I czas.
Wobec zniknięcia Kwika, arbitralnie decyduję się na szezlong. W ten sposób stara dobra zasada, że „nieobecni nie mają racji” potwierdzi się po raz kolejny. I już.
Johann Wolfgang von Goethe (ur. 28 sierpnia 1749 we Frankfurcie nad Menem, zm. 22 marca 1832 w Weimarze.
Specjalnie przytoczyłam te dwie daty , bo chciałam zobaczyć jak ten Szezlong (franc. chaise longue) – rodzaj kanapy w kształcie wydłużonego fotela wygląda ;)
i tak;
Szezlong – XVIII wiek –> http://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/7/7a/Sch%C3%A4slong.png
Szezlong – XIX wiek —> http://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/6/6d/Modern_chaise_longue.png
Wygodny mebel. :D
Ten z XIX wieku , to jak kozetka. Taką miała w domu , moja babcia . Spałam i stwierdzam nie jest wygodna, boli głowa. ;)
@Jula: dziękuję za istotną informację dotyczącą umeblowania domu (pani) babci. Dobrze, że mamy wreszcie pod tym względem pewną jasność.
A mówią, że blogosfera staje się intelektualnie jałowa! Ignoranci!!!
A czego on tak sze zlag >
???
Miziol:
„A czego on tak sze zlag”
Może światła za dużo było? Albo zbyt jaskrawe?